Ostatni post z poprzedniej strony:
Nie masz za co przepraszać, bo pytanie jak najbardziej na miejscu. Otarłem się o śmierć przez rc'ki nie jeden raz, kilka razy miałem stosowaną wentylację mechaniczną i jeździłem karetką więcej niż taksówką, ale ta sytuacja była.. gruba.Z mojej perspektywy nie byłem nawet nieprzytomny i w ciemnej pustce jak to zawsze miało miejsce wcześniej tylko w ułamku sekundy włączyły się jakieś chore jazdy, wymyślone historie w których brałem udział całkowicie odklejone od rzeczywistości w której byłem głęboko nieprzytomny, czyli w stanie tzw. śpiączki. Te halucynacje stopniowo zaczynały przypominać coraz bardziej miejsce w którym się znajdowałem, czyli oddział toksykologii.
Piątego dnia w pasach, kiedy byłem już zorientowany w miejscu i czasie byłem tak rozjebany, że po prostu płakałem. Po przeniesieniu na zwykłą salę miałem w głowie tylko jedno pytanie: dlaczego żyję? Gdybym chciał strzelić samobója po prostu wziąłbym te 5 g fenobarbitalu na raz i zapił kilkoma butelkami ginu. Pielęgniarki, które były tego wszystkiego świadkiem mówiły że powinienem na kolanach do Częstochowy zapierdzielać i dziękować Bogu za życie.
To doświadczenie można powiedzieć, że trochę naprostowało mi beret i na pewno czegoś takiego nie powtórzę, pomimo że wydawało mi się przez te pięć dni, że mam mniej więcej wszystko pod kontrolą. Ten ciąg był też pod wpływem mocnego impulsu emocjonalnego, nie myślałem trzeźwo w to wchodząc, a już na pewno nie spodziewałem się takiego finału bo jak oczytałem neta wzdłuż i wszerz, tak nikt nigdy nie spotkał się z takimi konsekwencjami.
Chociaż po powrocie do domu, jakiś czas później jeszcze trochę dałem w palnik (alko+fenobarbital) w skutek czego zamiast jebnąć się na łóżko, trochę źle obrałem cel i jebłem centralnie głową w podłogę i skóra głowy pękła na długość 7 cm Gdzieś ten destrukcyjny typ ćpuna się we mnie zakorzenił, ale nie daję mu już dojść do głosu.
Kończąc - naprawdę cieszę się, że żyję. Chciałbym dany mi czas wykorzystać lepiej niż tak, jak to robiłem do tej pory.