1P-LSD - w krainie wibracji i częstotliwości

Trip reports - descriptions of your trips.
Status:
OomAmee
B-K Zwierz
User avatar
OomAmee
Topic author
Posts: 1745
Joined: 7 years ago
Reputation: 953

1P-LSD - w krainie wibracji i częstotliwości

Unread post by OomAmee » 6 years ago

This post has high reputation.

Niedawno testowałem sobie blotterka 1P-LSD.
Było to moje drugie podejście do tego akurat rodzaju blotterków. I było na tyle ciekawe, że postanowiłem, że spiszę.

Z poprzedniego podejścia najbardziej zapamiętałem radosny nastrój, w jaki mnie na długie, długie godziny wprowadził. Więc w jakiś tam sposób czegoś takiego spodziewałem się i tym razem. I rzeczywiście ten schemat się powtórzył. Ale było trochę nowych i fascynujących doznań.

Ogólnie to wziąłem pojedynczy predatorowy kwadracik zakupiony wiele, wiele tygodni temu ale porządnie przechowywany. Zaskoczyło mnie siłą działania. Albo sobie czymś nieświadomie podbiłem albo trafiłem na jakiś wyjątkowo dobry sorcik, bo działał mocniej i dłużej niż poprzednio.

Mocno wpłynął na przetwarzanie bodźców wzrokowych przez mózg. Mój umysł bardzo mocno starał się tworzyć niebanalne obrazy z banalnych elementów. Przykładowo normalnie płaskie i monotonne plamki na parapecie widziałem jako trójwymiarowy i poruszający się obraz. Albo stałem przed lustrem i patrzyłem na siebie a moje włosy na klacie wiły się i układały w przedziwne wzorki. Oczywiście wszystko to wywoływało ciągłe wybuchy śmiechu. Nie było uczucia "o qrva, co to mi robi z oczami" tylko fascynacja i fun.

Przez sporą część tripa byłem w takim dziwnym realno-nierealnym stanie. Przykładowo, mogłem sobie normalnie rozmawiać na czacie, czy GG ale jednocześnie w tle rozgrywały się jedne z najbardziej fascynujących przeżyć, jakie miałem do tej pory na sajko.

Był taki moment, że musiałem się aktywnie dostrajać do naszej rzeczywistości. Nie wiem ilu z Was to pamięta ale były kiedyś takie odbiorniki radiowe, gdzie kręciło się gałką a po skali wędrował wskaźnik i jak najeżdżał na określoną częstotliwość, to słyszało się daną stację. To oczywiście tylko porównanie ale coś analogicznego działo się ze mną. Jeśli się przestawałem skupiać, to wędrowałem gdzieś po tej skali i przestawałem odbierać naszą rzeczywistość a byłem za to w takim jakby szumie pomiędzy stacjami. W każdej chwili mogłem podjąć wysiłek i wrócić do naszej stacji.

Ale było coś ciekawszego, bo wyraźnie czułem też, że są inne stacje. I gdybym chciał, mógłbym się dostroić na jakąś inną. Ale coś we mnie ostrzegało mnie, żebym tego nie robił, przynajmniej tym razem jeszcze, bo mogę już nie mieć możliwości powrotu, cokolwiek to znaczy. Jest na fazach sajko, podobnie jak w snach, sporo takich momentów, kiedy wiesz coś ale nie wiesz, skąd wiesz. No i to był jeden z takich właśnie momentów. Więc grzecznie się nie dostrajałem na te inne fale tylko tak sobie trochę wędrowałem po tym szumie a trochę wracałem do rzeczywistości. I lekko, bardzo lekko mogłem "podsłuchiwać" te inne stacje. Było to ciekawe, przyjemne i fascynujące.

Po jakimś czasie pojawił się inny rodzaj doznań. Zacząłem czuć jak przeze mnie przepływa wiele rozmaitych drgań i wibracji. Czułem ich częstotliwość, czułem ich siłę, czułem nawet ich "kształty" jeśli można to tak nazwać. Bo to było tak, jakby takie fale, czy chmury zbudowane z tychże drgań przeze mnie przepływały. A jednocześnie czułem, że to nie jest jednostronne - nie tylko one płyną przeze mnie ale także ja płynę przez nie.
Nie była to muzyka, choć czasem ją przypominało. Podobnie jak wcześniej na częstotliwościach, tak i tutaj mogłem się skupiać i koncentrować na wybranych "melodiach" A koncentrowanie się na różnych z nich wywoływało różne odczucia, emocje a nawet - wierzcie lub nie - gdy na pewnej z nich się skoncentrowałem, moje serce zaczęło się zatrzymywać, stopniowo, powoli ale nieubłaganie. Więc tą "muzyczkę" sobie odpuściłem.

Ogólnie to miałem takie wrażenie, jakbym w jakiś dziwny sposób znalazł się na takiej bardzo pierwotnej płaszczyźnie rzeczywistości, gdzie wszystko jest jeszcze takie mało ukształtowane i realne. To co odczuwałem, kiedyś będzie, a może było a może jest jakimś rzeczywistym doznaniem, zdarzeniem albo obiektem. Ale teraz jest jeszcze/już drganiem, wibracją i melodią. Ciężko się pisze o takich rzeczach, bo na to nie ma odpowiedniej aparatury pojęciowej. Człowiek by chciał się podzielić ale jednocześnie jest ta świadomość, że mało się takimi porównaniami odda tego, co się przeżyło.

Ogólnie to bardzo zaskoczył mnie ten taki niezwykły tryb tego tripa. Nie wiem jak to nawet nazwać. Szamański? Metafizyczny? Mistyczny? Każde z tych słów tu trochę pasuje a trochę nie. Są to bardzo indywidualne przeżycia i takich spraw ja właśnie poszukuję w sajko. I coraz częściej odnajduję, co mnie cieszy. Jest jakiś proces wchodzenia w te fazy sajko. Nie ma jednego tripa. Jest długa podróż zbudowana z wielu etapów.
A po nocy przychodzi dzień
A po burzy spokój