Unread post
by pannaAnna » 6 years ago
Pamiętam siebie z perspektywy trzeciej osoby na tle kosmosu. W głowie cisza. Mimo że słyszałam muzykę z otoczenia, jednocześnie było cicho. Zadałam sobie pytanie ,,Czy tak właśnie jest po DMT" powoli idąc i patrząc na planety. Autentycznie to siedziałam skulona w szafie.
To było głupie, nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło, ale nie chciało mi się odmierzać dawki, więc po prostu wzięłam wszystko co miałam. Taka ilość jest strasznie niebezpieczna. Czytałam na necie kilka tr że ludzie po podobnych kończyli w zakładach psychiatrycznych. Dochodzili do siebie miesiącami, latami. Ja miałam dwa dni tak intensywne afterglow jakbym nadal była na piździe. Potem traciło na intensywności. Ale potrzebowałam dwóch miesięcy żeby się w pełni odnaleźć na Ziemii. Potem jeszcze z cztery miesiące miałam momenty takie że coś mi się kojarzyło z tamtym ogromnym lotem i dostawałam ogromnego odrealnienia. Dopiero wtedy znajomy mnie namówił na jakiś sajko lot uspokajając i zapewniając że będzie fajnie. Co ciekawe po nim zniknęły te wszystkie przykre objawy odczucia odrealnienia momentami. Znów czuję się normalnie, ludzko.
Z efektów po tym czasie, ciekawostka. Homiki czy O-PCE nie dają mi żadnych wizuali. Za to po trawce mam mega zajebiste wizuale ale nie sprawiają mi przyjemności.
Last edited by
pannaAnna 6 years ago, edited 1 time in total.
I wyszłam z Oz krainy, mój czarnoksiężnik tuż.
Obleśny smród meliny trącił mi zapachem róż.