Nie będę wklejał wzorów sumarycznych, ale jeżeli ktoś z was nie słyszał o tej substancji, to jest ona 10 000 razy mocniejsza od morfiny. Z tego co wiem używana jest jako usypiacz dla dużych zwierząt, jak słonie itd.
Tutaj obrazek, który ilustruje ile trzeba walnąć by przedawkować:
Przekleje z innego forum tekst, który zilustruje w jakie piekło można się władować. Zwłaszcza, że w USA niektórzy zaczęli dodawać, to do ulicznej heroiny. Serio, pomimo że długie poświęćcie trochę czasu i przeczytajcie, bo warto.
CAR FENTANYL - PRZESTROGA
Witam Was Kochani, po bardzo długim czasie udało mi się wrócić na forum.
Muszę w tym miejscu podziękować narzeczonemu bez którego by mnie tu nie było (tak, rozwiodłam się i bardzo niedawno zaręczyłam z użytkownikiem forum). Dziękuję Ci za półgodzinną reanimację, włożone w nią siły, oddychanie za mnie przez tyle czasu, za te tysiąc oddechów i uszanowanie mojej decyzji, że w razie przedawkowania nie chcę naloxonu.
Wróciłam, choć jeszcze nie w pełni sił, ponieważ muszę przestrzec Was przed opioidem, który pojawił się niedawno na rynku. Nazywa się CarFentanyl (carfentanil, karfentanyl, w skrócie będę pisać CF). Muszę was przestrzec przed tą trucizną, toksyną, kurestwem, dlatego proszę przeczytajcie moją i narzeczonego historię.
Na końcu zamieszczę jedyny artykuł z testowania na ludzkich komórkach wątrobowych (CF znaleziono w organizmach osób z teatru moskiewskiego z 2002 roku, pamiętacie ten „akt terroryzmu” prawda? Więc to jednak był CF+remi fentanyl.). Artykuł ten pojawił się na pubmedzie 5 sierpnia 2016, czyli dopiero po naszych testach, niestety. Ale to już nie tylko moje podejrzenia, że carfentanyl jest dla ludzi trujący sam w sobie, nie tylko jako dawka odmierzana w molekułach, tylko naukowo udowodnione fakty. Szkoda, że testowali to tylko na ludzkich komórkach wątrobowych, a nie na żywych ludziach, chętnie poddałabym się testom, żeby tylko ktoś mnie zdetoksował bez ryzyka śmierci. Ale o detoksie później. Zacznijmy od początku.
Wspominano o carfentanylu na forum parę lat temu, kiedy na rynek wchodziły analogi fenta. Dotąd oficjalnie na forum najmocniejszym testowanym syntetycznym opioidem była etorfina próbowana przez oxana. Pisaliście wtedy, że mocniejszy jest już chyba tylko carfentanyl, środek analgetyczny dla słoni, nosorożców i innych dużych zwierząt, ale to już pełen hardcore. I ja ten hardcore z narzeczonym przeżyłam. Chociaż raz prawie umarłam z przedawkowania (a jestem w ciągu już nawet nie liczę który rok, 13? 15? ), a drugi raz na detoksie.
Carfenanyl nie nadaje się do użytku dla ludzi. Dostaliśmy pył. Dawkowaliśmy go małą igiełką 0,45 o średnicy insulinówki. Waporyzowaliśmy z folii aluminiowej. W tym miejscu muszę wspomnieć o tolerancji mojej i narzeczonego. Najpierw rok paliłam brałna, zdetoksowałam się sama i grzałam na sportowo, po kilku latach poważnie zachorowałam - jak większość starych userów wie - i wjebałam się w tramal, potem buprenorfię, oksykodon i dopiero na sam koniec w heroinę podawaną dożylnie. Zaznaczam, że testowałam na sobie mixy typu (zawsze iv)
- 600 mg majki+4 mg fentanylu+7 mg dormicum
- 250 mg czystego helu+10 mg relanium
- 600 mg czystego helu+2 mg fentanylu+7 mg dormicum
i nic mi nigdy nie było, poza fazą oczywiście
Mój narzeczony jest w ciągu na helu iv od roku.
I teraz właśnie opowiem wam jak nas zmylił i skusił ten skurwysyn carfent, i jak przeorał nas na detoksie (przerwanym, bo inaczej skończył by się naszym zgonem).
Dlaczego skurwysyn? Bo metabolity odkładają się w tkankach na 3 miesiące. Bo potem morfina i heroina działają jak ANTAGONIŚCI. Rozumiecie to? Bo ja nie ogarniam.
A było to tak. Na początku dawkowaliśmy cząsteczki pyłu tą igiełką (dawka CF dla człowieka powinna być liczona w molekułach, ale nie mam siły ani ochoty przeliczać pyłu na molekuły więc dawki będę określać w jednostce „cząsteczka pyłu”, chodzi o mikro-nano-ziarenka które składają się na pył .
4 cząsteczki pyłu były OK na pierwszy raz. Pierwsze objawy to euforyczna sedacja (wcale nie analgezja) i kurewski ból głowy, na który pomaga dopiero aż 1 g naproksenu (naproxenu, a nie czegoś innego, bo naproxen rozszerza naczynia w głowie). Ból głowy znika przy regularnym stosowaniu, na początku występuje u każdego. Poza tym jak ktoś jest na regularnych dawkach helu lub majki, po spróbowaniu CF zaczyna się brzydzić tymi dwoma opio, po prostu majko- lub heroino-wstręt. Taki całkowicie bezwiedny, nieświadomy. Majka i Hera nie smakują już potem tak samo, a wręcz człowiek czuje się po nich źle. Po majce i Herze po prostu czuliśmy się jakbyśmy puknęli antagonistę, jakbyśmy dostali naloxon. Uznaliśmy, że CF to beznadziejny shit, odłożyliśmy do szafki, zapomnieliśmy o nim.
Dalej waliliśmy hel w kable (250 mg na głowę iv co 12 h). Ale już nie smakowało tak samo. Przez 3 dni odczuwaliśmy go jako antagonistę, potem po prostu czuliśmy się tylko normalnie.
Po miesiącu przypomnieliśmy sobie o CF. Byliśmy mega zdołowani, bo kurwa wjechała w nas ciężarówka. Samochód do kurewskiej naprawy. Nam nic się nie stało, wróciliśmy do domu, przygrzaliśmy CF waporyzując, ja zaliczyłam mega overdose mimo swej mega-tolerki, ale narzeczony mnie odratował.
I tak waporyzowaliśmy przez jakieś dwa tygodnie, 3 x dziennie. Komuś, kto daje na co dzień po kablach od tylu lat dwa razy dziennie i stracił już ponad 40 żył [sic!] waporyzacja to taki komfort, że nie możesz marzyć o niczym innym. Tylko o tym, żeby to co waporyzujesz działało długo, a nie jak fent 3 h, czy butyr-fent jeszcze krócej. Okazało się, że minimalny czas działania na początku to było 6 h. Z czasem 7 h. Waporyzacja i taki czas działania to komfort o którym wcześniej nie śmiałeś nawet śnić. I ta zajebista faza, żadne opio nie daje takiej satysfakcji, takiej euforii połączonej z sedacją.
Ale CF wkurwia. Wkurwia, bo ma EFEKT SUFITOWY. Tak, to nie do wiary. Tak kurewnie mocny opioid – bo mocniejszy zsyntezowany to już tylko lofentanyl - ma efekt sufitowy, to tak pojebane, że aż nie mogę tego rozkminić. I zobaczcie jak rośnie tolerka. Najpierw przedawkowuję, a już 4 dni potem sypię sobie tą dawkę na dobranoc i nic nie czuję. Sypię więcej, palę, nic nie czuję. Sypię więcej, palę, nic nie czuję. Sypię więcej, palę, nic nie czuję. Sypię więcej, palę, nic nie czuję. Wkurwiam się. Kładę się spać, bo dochodzę do wniosku że dziś fazy chyba jednak nie będzie. No i nie było.
Po około 2 tygodniach odmierzania dawek igiełką, dorobiliśmy się takiej tolerki, że żeby cokolwiek poczuć musieliśmy już sypać na folię pył nie patrząc na żadne cząsteczki, kropeczki, nanoziarenka czy molekuły. Sypaliśmy po prostu troszeczkę pyłu takim plastikowym patyczkiem służącym do mieszania kawy na stacjach benzynowych lub w Żabkach. Ale to troszeczkę to było i tak w chuj mało, ilość nie do zważenia żadną normalną wagą, chyba że taką która odważy 1 miligram (kosztuje >500 zł). Tolerka rośnie logarytmicznie. Z jednego 1 miligrama zrobiło się 2 mg na jedno waporyzowanie, po dwóch dniach ok. 4 mg, pod koniec 3 tygodnia ledwo robiło nas już 10 miligramów (!) związku, którego wcześniej zabiły mnie molekuły.
Postanowiliśmy się zdetoksować.
Palimy ostatni raz. Odczekujemy 24 godziny, bo zakładaliśmy że przez ten czas CF całkowicie zniknie z naszych organizmów. To tak zwana przez nas doba zero od ostatniego waporyzowania.
Mija pierwsza doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h
- objawów odstawienne: brak.
Mija druga doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h
- objawów odstawienne: brak
Trwa 3 doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h + 400 mg ibuprofenu + 5 mg relanium
- objawy odstawienne: osłabienie, nadmierne pocenie się i lekkie dreszcze, zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno), przyśpieszenie ruchów jelit (częstsze wizyty w toalecie), ból kości i stawów.
Myśleliśmy, że detoks będzie trwał 7 dni. To był środek 3 doby. Ja tak spanikowałam, że tak źle się czuję, że wzięliśmy tylko jednego, ale dużego buszka. Takie 4 mikro-nano-cząsteczki pyłu. Zrobiło się lepiej. Ufff…
Detoksu kontynuacja. Mija doba zero, potem pierwsza, druga. Jesteśmy tacy szczęśliwi. Myślimy sobie, ale z nas cwaniaki, po co się detoksować od heroiny, tam czujesz się chujowo już w pierwszym dniu, a tu nawet w 3 dniu nie jest tak źle jak przy pierwszym od heroiny. Trwa trzecia doba, ale scenariusz się powtarza. Tym razem na większą skalę. Wzięliśmy po 2-3 buszki (mikro-nano-cząsteczki pyłu ) , ale nie tylko w południe, ale też po południu, a i na dobranoc. Zfazowaliśmy się. Ale… Ale… O północy się obudziliśmy i postanowiliśmy, że ostatni raz przygrzejemy hel („tak żeby było co wspominać całe życie”). Pierwsza dawka 250 mg iv wywołała u nas kopa i … głoda. Musieliśmy się poratować. Zrobiliśmy po 300 mg dla każdego. Narzeczony poczuł się normalnie, tylko normalnie. Ja za to miałam powrót do dziewiczej fazy („o kurwa, będę to wspominać do końca życia”).
Mija doba zero. Kolejna próba detoksu. Pierwsza i druga doba jak wcześniej.
Przy trzeciej dobie poszliśmy różnymi drogami.
- objawy odstawienne: osłabienie, nadmierne pocenie się i lekkie dreszcze, zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno), przyśpieszenie ruchów jelit (częstsze wizyty w toalecie), ból kości i stawów.
Ja rano wypiłam 100 mg metadonu+2 mg klonazepamu. Pocenie się i osłabienie zostało, zniknęły dreszcze. Do popołudnia czułam się w miarę ok. Po południu dreszcze wróciły, a pocenie jeszcze się nasiliło. Pojawiły się zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno). Nasilił się ból kości i stawów.
Mój narzeczony wziął sublingual (podjęzykowo) 5 mg buprenorfiny. Przyswaja się ok. 30-40 %, czyli do organizmu przeniknęło max. 2 mg buprenorfiny. Po ok. 1,5 godziny poczuł się bardzo źle. Tak bardzo, że nie dał rady nawet się ruszać, dreszcze i pocenie znacznie się nasiliły, pojawiły się bóle stawów, mięśni, lekkie drgawki, zaburzenia w układzie termoregulacji (gorąco-zimno). Wniosek: nawet po odczekaniu tylu dni od ostatniego waporyzowania i małej dawki, buprenorfina zadziałała antagonistycznie.
Narzeczony poczuł się tak źle, że podjęliśmy decyzję o przerwaniu detoksu. Zawsze waporyzowaliśmy w innym pokoju, tym razem musiałam mu przynieść folię do łóżka, nasypać carfentanylu na jakieś 3 buszki. Pomogło, ale słabo. Ponowiłam mu dawkę karfenatnylu i wstrzyknęłam 10 mg relanium iv, bo nadal nim ostro telepało. Potem przyjął dawkę karfentanylu w ilości 9 buchów. Dopiero wtedy poczuł się dobrze.
I zdecydowałam, że skoro on przerwał detoks to ja też. Ale ograniczyłam się do dawki 3 buszki popołudniu i 3 na dobranoc.
Kolejnego dnia zdecydowaliśmy, że dopóki będzie choć śladowa ilość CF w naszym domu to nigdy nie uda nam się zdetoksować, bo nawet jeśli nie w 3 dobie, to w 4 będziemy się czuli już tak źle, że na pewno zakończy to się waporyzacją. I tak postanowiliśmy wyćpać wszystko co do ostatniej molekuły. Karfentanylu wystarczyło nam jeszcze na tydzień i dwa dni.
I tu rozpoczął się ostateczny prawdziwy detoks, horror, masakra, rozwałka, śmierć. Dalej byliśmy przekonani, że detoksykacja potrwa 7 dni. Minęła doba zero i się zaczęło.
Pierwsza doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h
- objawów odstawienne: brak.
Druga doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h
- objawów odstawienne: brak
Trzecia doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h + 400 mg ibuprofenu + 5 mg relanium
- objawy odstawienne: osłabienie, BARDZO NADMIERNE pocenie się i dreszcze (im późniejsza godzina tym bardziej człowiek się poci, w dodatku metabolity CF śmierdzą gorzej niż niemyty rok menel), zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno), przyśpieszona praca jelit (6 odwiedzin w kibelku w ciągu 2 godzin), silny wodowstręt, silny jadłowstręt, bezsenność (udało nam się przespać około 3 godzin), bóle kości i stawów.
Czwarta doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h + 400 mg ibuprofenu + 5 mg relanium
Wieczorem: 2 mg klonazepamu, 400 mg ibuprofenu
- objawy odstawienne: silne osłabienie i wycieńczenie organizmu, bardzo silne dreszcze i poty, bardzo silne zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno), przyśpieszona praca jelit objawiająca się już biegunką, silny wodowstręt, silny jadłowstręt (udało nam się zjeść po dwie łyżeczki serka Monte na 2 osoby, przy czym ja musiałam być już karmiona, nie dałam rady sama ani podnosić kubka ani machać łyżką do buzi), całkowita bezsenność, łzawienie/płacz
Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że objawy odstawienne po carfentanylu w czwartej dobie przyśpieszają z godziny na godzinę i są coraz silniejsze.
Wieczorem doszły do tego bardzo silne bóle stawów i mięśni, silny ból kręgosłupa i mięśni przykręgosłupowych. Najlepiej jest w bezruchu. Wtedy można nawet poczuć się na 10 minut dobrze. Ale te chwilowe wygaśnięcie objawów pojawia się max. 3 razy dziennie, czyli w sumie 30 min na 24 godziny. MASAKRA.
Zauważyliśmy, że metabolity mają nie tylko obrzydliwy menelski zapach, ale i szarobrązowy kolor. Na prześcieradle jest po prostu odrysowany człowiek na szarobrązowo tam gdzie się najwięcej pocił. (Nie, to nie był nasz bród, myliśmy się co 2 dni max. 3dni, zawsze przed każdym detoksem mieliśmy świeże prześcieradła i pościele)
Piąta doba:
- stosowane leki: 1 mg alprazolamu co 12 h + 400 mg ibuprofenu + 5 mg relanium+elektrolity
2 mg klonazepamu wieczorem+400 mg ibuprofenu
- objawy odstawienne: silne osłabienie i wycieńczenie organizmu, bardzo silne dreszcze i poty, bardzo silne zaburzenia układu termoregulacji (gorąco-zimno), przyśpieszona praca jelit mimo braku jedzenia w poprzednich dniach i wrażenie puchnięcia jelit (pozbyliśmy się już wszystkiego co tam było), silny wodowstręt, silny jadłowstręt, całkowita bezsenność, łzawienie/płacz, kichanie, ziewanie, kaszel, bardzo silne bóle stawów i kości, bardzo silny ból kręgosłupa i mięśni przykręgosłupowych, przeczulica skóry zmuszająca do ciągłej zmiany pozycji. Czuć wyraźny nadmiar noradrenaliny – boli serce, ma się bardzo szerokie źrenice, mimo strasznego osłabienia ciągle próbuje się rozmawiać, chociaż dla osoby z boku to tylko bełkot, organizm jest tak osłabiony, że nam się wydaje że mamy otwarte oczy i mówimy wyraźnie, a w rzeczywistości mamy zamknięte oczy i cichutko bełkoczemy.
Wieczorem zaczynają się już psychozy, chwilowe utraty świadomości, fale prądu przechodzące przez ciało, dosłownie na ułamek sekundy jakby bomba jądrowa wybuchła obok ciała- od nóg do głowy przechodzi bolesna fala gorąca i miażdżenia ciała, coś nie do opisania, to jest tak przytłaczające, że na ułamek sekundy traci się świadomość i ma się wtedy straszny grymas na twarzy, to bardzo boli, przytłacza i parzy wewnątrz ciała wszystkie organy i komórki.
Początek szóstej doby:
- stosowane leki: jak wyżej, z tym, że one kompletnie już nie działają. Wydziela się jeszcze więcej noradrenaliny, co zwiększa wyżej opisane objawy. Wypróżnienia, sikanie i poty pozbawiają organizm elektrolitów, a niemożliwość jedzenia sprawia, że od kilku dni organizm musi czerpać energię z pokładów tkanki tłuszczowej, ale potrzebna mu glukoza. Niestety, w tym momencie nie ma już skąd brać glukozy, ani nie ma jej jak rozłożyć, dochodzi do obniżenia ilości insuliny. Błędne koło.
W organizmie robi się taki bajzel, a człowiek uświadamia sobie, że najgorsze jeszcze nawet nie nadeszło, bo najgorsze zacznie się w tym momencie, kiedy płuca i oskrzela zaczną wykaszliwać to gówno, którego się nawdychały przez cały ten czas. Człowiek uświadamia sobie, że ten detoks nie będzie trwał 7 dni, a minimum 13-14.
Do skrajnego wycieńczenia organizmu (każde z nas do tego momentu schudło 8 kg, to średnio PONAD 1 kg dziennie!) i rozstrojenia spowodowanego niepodawaniem opioidów dochodzą silne zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej, braki glukozy, braki insuliny, zaburzenia w gospodarce białkowej i węglowodanowej, a także bardzo wysoki poziom noradrenaliny. Serce boli bardzo, wydaje się kamieniem. To, że sika się raz lub dwa dziennie nie pozwala na podanie białka nawet w formie izolatu, ponieważ skończy się to białkomoczem (a to boli jak skurwysyn). Organizm nie jest nawet w stanie rozkładać glukozy, nawet jakby mu się ją podało. Tak ogromny brak elektrolitów powoduje dosłownie rozpierdol całego organizmu.
Pamiętajmy, że jesteśmy nadal na początku szóstej doby. Ale sytuacja zmienia się wprost błyskawicznie, istne domino.
Pojawia się niedotlenienie tkanek.
W końcu nadchodzą objawy kwasicy metabolicznej: jeszcze większe nasilenie katabolizmu białek i tłuszczów, nasilenie aktywności enzymów biorących udział w oddychaniu beztlenowym co u kobiet objawia się zazwyczaj drożdżakami w wiadomym miejscu (tak bardzo wzrasta pH), zaburzenia rytmu serca (silna arytmia), zaburzenia oddychania (przyśpieszenie oddychania przy takim połowicznym braku świadomości), podwyższone ciśnienie tętnicze (zarówno skurczowe, jak i rozkurczowe). Zapadałam w śpiączkę.
W tym momencie narzeczony, który w stosunku do mojego detoksu miał 12 godzinne opóźnienie zdecydował o przerwaniu detoksu i podaniu mi acetylowanej majki. Mój organizm, co było widoczne bardzo wyraźnie, dążył do autodestrukcji.
Dostałam zastrzyk z 250 mg acetylowanej morfiny. Odzyskałam świadomość, puls, ciśnienie i oddech się ustabilizowały. Ale tylko na… 20 minut. Po 20 minutach czułam, że bomba zegarowa tyka wstecz i potrzebuję większej dawki, albo nic mi już nie pomoże.
W takim stanie acetylacja jest zajęciem, które wymaga takich pokładów energii, że dosłownie pada się. Narzeczony padł ze zmęczenia. Musiałam sama zająć się acetylacją, a że nie miałam ani sił ani energii ani czasu, zrobiłam to bardzo na skróty. Ale podziałało.
Druga dawka 250 mg połączona z 2 mg alprazolamu i 1 mg klonazepamu ustabilizowała mój stan, nadal jednak miałam arytmię i duże braki elektrolitów. Moje samopoczucie wróciło mniej więcej między 2 a 3 dobę detoksu, ale byłam teraz o wiele bardziej wycieńczona. Chodzący denat. Zapaliłam papierosa, zrobiłam herbatę i padłam na łóżko ze zmęczenia o godzinie 6:30. Spałam pierwszy raz od kilku dni. Spałam aż 6 godzin. Narzeczony 10 godzin.
Wstałam o godzinie 12 tego samego dnia, przygotowałam sobie tym razem podwójną dawkę, żeby się nie kłuć dwa razy. Niestety carfentanyl tak mocno siedzi w receptorach, że nie zrobiło to kompletnie żadnej różnicy. Czułam się jak w 3-4 dniu odstawki.
Wieczorem mój narzeczony znalazł się już w takim stanie, że tym razem to ja musiałam ratować jego. Chciał kontynuować detoks, chociaż ciągle mu tłumaczyłam, że bez zaawansowanej opieki medycznej jest to niemożliwe i skończy się zgonem.
Kolejna acetylacja. Dla każdego z nas po 250 mg. To była już moja trzecia dawka, i dopiero za trzecim razem acetylowana majka przebiła się przez ten pierdolony karfentanyl. W końcu poczułam się w miarę dobrze tzn. zniknęły całkowicie objawy odstawienne. Nadal jednak dokuczały mi skutki zaburzeń gospodarki elektrolitowej, jadłowstręt, wodowstręt, skrajne wycieńczenie i arytmia.
Od tego momentu robiliśmy acetylowaną majkę (acM) co 12 h po 250 mg dla każdego+1 mg alprazolamu, a rano zawsze wypijaliśmy elektrolity. Jeść lub pić da się tylko przez 20 minut od zapodania acM, chociaż to jedzenie to np. 1 batonik zbożowy na cały dzień, albo tylko pół serka Danio na cały dzień, pół banana…, itp
Nasze organizmy potrzebowały 6 kolejnych dób żeby jakkolwiek przywrócić elektrolity i rytm serca do normy. Nadal nie jedliśmy ani nie piliśmy normalnie, jadłowstręt i wodowstręt się utrzymywał.
W siódmej dobie od przerwania detoksu w końcu udało nam się zjeść 1 kotlecika i 1 kromkę chleba i wypić aż 2 kubeczki herbaty!!! Wcześniej wydawało się to niemożliwością.
Dziś 8 doba. Nadal wychodzą ze nas metabolity. Czuć je w pokoju bardzo silnie mimo częstego wietrzenia. Dziś też powtórzyliśmy posiłek z wczoraj, ale nadal mamy jadłowstręt, wodowstręt i prawie nie śpimy w nocy, dalej jesteśmy na takiej samej dawce majki. I planujemy być, dopóki z naszego organizmu nie wyjdzie w całości CF.
Acetylowana majka okazała się być jedynym lekarstwem obok elektrolitów i benzodiazepin, które są w stanie wyprowadzić organizm z błędnego koła autodestrukcji.
Nie kupujcie nigdy karfentanylu. Jest zbyt zajebisty, zbyt euforyczny, jako opioid na fazę jest idealny dla osób już wjebanych w opio. Takiej fazy nie ma po żadnych dostępnych, ani syntetycznych, ani naturalnych. Ale niech nasza historia będzie dla Was przestrogą.
Carfentanyl jest tylko i wyłącznie dla zwierząt. Dla ludzi jest trujący, utrzymuje się w organizmie 3 miesiące, a jego metabolity kumulują się w wątrobie i są toksyczne.
CF łączy się z receptorem mi przy stężeniu 0,7 pikomola, czyli 0,0000000000007 mola (piko=12 zer). Dla przykładu morfina łączy się przy stężeniu 5.7 nanomola, czyli 0,0000000057 (Nano=9 zer), zaś fentanyl 1.6 nanomola, czyli 0,0000000016. Dlatego przy przedawkowaniu na CF nie działa nawet naloxon, nieważne w jakiej dawce. Po prostu nie ma „siły” wyprzeć tak mocno wiążącego karfentanylu. Nie jest w stanie na niego podziałać prawie żaden opioid. Metadon nie leczy żadnych objawów. Buprenorfina działa antagonistycznie. Morfina działa antagonistycznie! Oksykodon działa antagonistycznie! Przecież słabsze opio po podaniu na mocniejsze powinno być neutralne, a nie działać antagonistycznie!
Jedynym sposobem na przedawkowanie CFa przez człowieka, jest podanie dożylne buprenorfiny w dawce >8 mg. Ale czy pogotowie wozi ze sobą ampułki bupry, które w dodatku zawierają tylko 1,5 mg bpr ? Wątpię. Jednak tylko buprenorfina ma na tyle silne łączenie, żeby wybić CFa z receptorów choć w pewnym stopniu. W innych krajach można by użyć diprenorfiny.
Jedyną „odtrutką” na detoksie jest podanie heroiny w minimum 3-4 dawkach w coraz dłuższych odstępach czasu. A w Polsce nie ma jej w formie leku. Brałn z ulicy jest za słaby. To musi być czysta hera, acetylowana majka.
Jeśli choć raz spróbujecie CFa, już nigdy o nim nie zapomnicie. A jak się w niego wjebiecie, to wyjście jest ledwie możliwe. Najlepsza rada, jeśli ktoś z Was posiada to w domu, to proszę przemyślcie słowa użytkownika forum bluelight.org:
„The best advice for a carfentanil user is to not use it.”
Wyjście z niego kończy się albo zgonem z przeciążenia organizmu na detoksie, albo zgonem spowodowanym kumulacją toksycznych metabolitów w wątrobie, albo przymusowym wjebaniem w czystą heroinę dopóki CF nie opuści wszystkich tkanek, a następnie detoks od H, np. poprzez przechodzenie na coraz słabsze opioidy. O ile zatruta metabolitami CF (a jest ich aż 12) wątroba to wytrzyma. I o to się módlmy.
Oto artykuł, o którym wspominałam na początku:
2016 Aug 5.
Metabolism of Carfentanil, an Ultra-Potent Opioid, in Human Liver Microsomes and Human Hepatocytes by High-Resolution Mass Spectrometry.
Feasel M.G., Wohlfarth A., Nilles J.M., Pang S., Kristovich R.L., Huestis M.A..
Carfentanil is an ultra-potent synthetic opioid. No human carfentanil metabolism data are available. Reportedly, Russian police forces used carfentanil and remifentanil to resolve a hostage situation in Moscow in 2002. This alleged use prompted interest in the pharmacology and toxicology of carfentanil in humans. Our study was conducted to identify human carfentanil metabolites and to assess carfentanil's metabolic clearance, which could contribute to its acute toxicity in humans.
We used Simulations Plus's ADMET Predictor™ and Molecular Discovery's MetaSite™ to predict possible metabolite formation. Both programs gave similar results that were generally good but did not capture all metabolites seen in vitro. We incubated carfentanil with human hepatocytes for up to 1 h and analyzed samples on a Sciex 3200 QTRAP mass spectrometer to measure parent compound depletion and extrapolated that to represent intrinsic clearance.
Pooled primary human hepatocytes were then incubated with carfentanil up to 6 h and analyzed for metabolite identification on a Sciex 5600+ TripleTOF (QTOF) high-resolution mass spectrometer. MS and MS/MS analyses elucidated the structures of the most abundant metabolites. Twelve metabolites were identified in total. N-Dealkylation and monohydroxylation of the piperidine ring were the dominant metabolic pathways. Two N-oxide metabolites and one glucuronide metabolite were observed. Surprisingly, ester hydrolysis was not a major metabolic pathway for carfentanil. While the human liver microsomal system demonstrated rapid clearance by CYP enzymes, the hepatocyte incubations showed much slower clearance, possibly providing some insight into the long duration of carfentanil's effects.