Skoro otwieram temat to powinienem sam coś napisać. Ostatnio jak z ziomkiem badałem klefa to dokonałem ekonomicznej analizy ceny kokainy
Doszedłem do wniosku, że koks ma zajebisty marketing. Jest takim Apple'm wśród dragów. Owszem jest zajebisty ale mimo wszystko płacimy głównie za markę. Ćpanie koksu w krajach gdzie się go nie produkuje albo hurtowo nie szmugluje (czyli faktycznie prawie cały świat poza Ameryką Łacińską) jest oprócz chęci osiągnięcia przyjemnego stanu, oznaką statusu społecznego. Stać mnie na koks więc jestem cool! Nie jestem wielkim fanem stymulantów bo z natury jestem pewny siebie i nie brakuje mi energii dlatego w porównaniu do gandziuchy (kilogram w życiu już pewnie sam spaliłem) i euforyków (swego czasu zakochałem się w pigułach, a ostatnio strasznie spodobało mi się 4-CMC) zarówno koksu jak i fety wciągnąłem stosunkowo mało ale wystarczająco dużo żeby mieć dobre porównanie. I powiem tak. Samo działanie jest według mnie bardzo podobne. Wrasta pewność siebie, chęć rozmowy, tańczenia, robienia czegoś itp. Feta trzyma znacznie dłużej niż koksiwo. Oczywiście po koksie nie ma zejścia, można po nim w miarę normalnie jeść i spać, o czym nie ma mowy przy speedzie. Na dłuższą metę ciągi koksu są o wiele zdrowsze niż po fecie (sam nie miałem ani jednych ani drugich całe szczęście). Ale coś za coś. Gram kokodżambo kosztuje ok 20x więcej niż włada. I teraz pytanie... Czy "korzyści" koksu są warte swojej ceny??? Jak dla mnie nie. Płacimy za marketing i tyle. Jak ktoś mi posypie węgorza to nie odmówię, ale sam nie będę wydawał 300-400 zł za gram, który lekko może pójść na jednej imprezie. I to nie jest kwestia tego czy mnie stać czy nie tylko po prostu uważam że to jest zdecydowanie za drogo.
Po analizie zysków i strat ustaliłem słuszną cenę za jaką z czystym sercem zapłaciłbym za grama kokainy w Polsce. Ta cena to 100zł
Trzeba to sprowadzić, pośrednicy muszą zarobić, wiadomka, ale to nie jest warte ceny po której to chodzi. Jebać przereklamowane produkty hehe.PS Za najlepszy koks jaki wciągałem w życiu (był tak mocy że po małej kresce się porzygałem) zapłaciłem 15 zł za gieta. Jak łatwo się domyślić nie było to w Polsce ani w Europie
