Wizzair, jejku, dziękuję za tak długą i merytoryczną wypowiedź!
faktycznie to co piszesz brzmi bardzo sensownie jeśli oba czynniki połączymy.
działanie oczywiście po tych kilku miesiącach zabaw zawsze spadało, dawek nie zwiększałam przesadnie, bo chciałam dbać i o tolerkę i "zdrowie" powiedzmy, co było dość złudne.
jakby wszystko szło normalną drogą wyglądałoby by to tak, że nie czułabym za bardzo pobudzenia i radości, a uboki by się nasilały czyli np. zmęczenie, ból głowy, depresja. na pewno działanie słabło ale nie na tyle aby juz mi to przeszkadzało. czy moglam źle odebrac to co czułam? nie wiem. nie spodziwalam sie niczego innego jak po prostu braku efektów. ta pomyłka przy ważeniu wciaz wydaje mi sie glownym czynnikiem. najwiekszym bledem. puder przeciez jest leciutki, moglam zle go umiescic, moglam sie bardzo pomylic. moze działanie bylo tak mocne, ze 'przegrzało' mi styki, zaskoczylo mnie, obezwładnilo.
jednak zaszła sytuacja, która wydaje mi sie bardzo nietypowa, w każdym razie nie znajduję tu innej definicji jak przedawkowanie/atak paniki wywołany rc. tak to nazywam, szczególnie, ze nie spodziewalam sie, że lęk napadowy to taki koszmar i jest sie naprawde stuprocentowo przekonanym, że sie umiera.
obecnie walczę jedynie z niepokojem, ataki powracały kikukrotnie. podjęłam wszystkie możliwe działania aby o siebie realnie zadbać. nie chce po prostu pisac o wszystkich szczegółach. mam problem z glukozą (za wysoki poziom we krwi, co może łączyc sie z nadwagą i gównianym stylem zycia) oraz tarczycą. tyle z krwi, jak narazie.
boje się ćpania. boję się momentu w którym 'wchodzi', kojarzę to bardzo źle. nie wspominam już nawet tego jak było super fajnie czuć empatię i euforię, pozostał strach.
jedyny element uzależnienia jaki odczuwam - pragnę ucieczki od trzeźwości i problemów życia codziennego - ale potem znowu pojawia sie strach, który mnie stawia do pionu, ze gdybym tylko spróbowała - zapewne bym umarła czego zdecydowanie nie chce.
nie chce juz sie cofać, pragnę iść naprzód - bo czułam co mogę stracić.
nie wszystko rozumiem i troszkę mnie to uwiera, stąd te posty. po prostu chciałabym zyskać pewność i całkowitą świadomość tego co sie stało.
chciałabym też zrozumieć dlaczego JESTEM NADWRAŻLIWA NA KOFEINĘ. nie moge pic kawy, telepie mnie, czuje jak wali mi serce, dłonie i stopy sie pocą oraz czuje rozdrażnienie i ogolny dyskomfort.
na alkohol rowniez stalam sie bardzo wrazliwa, wypijam polowe piwa i czuje jak ciało mnie mrowi i staje sie ociezale

jedyne na czym mi zalezy to ta jebana kawa
obecnie piję bezkofeinową, ktorej raczej w starbuniu nie podają.
czy ja w ogole chciałabym wrocic do cpania? nie. czy kiedys sprobuje czegos? dopuszczam możliwość, za rok, moze dwa, po terapii, po regeneracji, po diecie i cwiczeniach. ale to mnie przeraza, wole o tym nie myslec.
czy zle sie czuje z tym, ze to moze byc koniec doświadczeń tego typu? troszke. tak jakbym została wykluczona. nie jest to dla mnie problem, ale czuje sie faktycznie dziwnie. jak "stereotypowy" ćpun czy alkoholik, który nie może przekroczyć granicy.
pisalam tez, ze wzielam "uspokajacze" w amoku, na zakładkę, byle tylko "zbić" przerażające efekty. wszystko co mialam pod ręką.
obecnie niczego nie stosuje, nawet hydroksyzyny (nie uspokaja, dziala slabo nasennie)
rozważam w porozumieniu z lekarzem oraz terapeutą xanax doraźnie. i z pelnym przekonaniem poinformowalam ich, ze znam potencjał uzalezniajacy, boje sie tego leku ale to moze byc moje... namacalne poczucie bezpieczeństwa podczas ataku paniki. tylko tyle i az tyle.
dążę do rozwiązania problemów na trzeźwo, wiec w przypadku odmowy nie bede miala pretensji. wiem, ze wszystko zalezy odemnie. nikt nie ma ataków paniki do konca zycia
ah, troszke juz zgubilam wątek, wychodzi ze mnie fakt, ze nie do konca mam z kim porozmawiac

dyskusja tutaj podnosi mnie na duchu. dziekuje wam, ze dostarczacie mi poszlak, o ktorych chetnie wiecej poczytam i bede starac sie sklejac fakty ze soba
tylko.. co z tą kofeiną?