No to czas na mojego tripa.
Wspólnie z dwoma ziomkami bierzemy po 2 kartony 1p-LSD od Rchema.
U mnie to 6 lub 7 trip, u bohatera akcji 2 trip a u trzeciego ziomka 4 trip.
Początkowo wszystko fajnie, niby efekt plebco, chce się wymiotować, ale wiadomo że nikt nie będzie wymiotował, fajna przyroda, humor dopisuje.
Mija godzina od wzięcia jest już całkiem dobrze, każdy ogarnia, przyroda jest piękna.
2 godziny od wzięcia zaczyna się - "gubienie się w myślach i tym co mamy robić".
Nagle jeden z ziomków chyba złapał bad tripa i stracił świadomość, mówi do nas jak się nazywa, jaki ma samochód i inne oczywiste pierdoły.
Byliśmy w lesie, ziomek który słabo ogarniał już wszedł na ambonę myśliwską(wysokość około 4-5m).
My z drugim ziomkiem sobie leżymy na trawie i rozkoszujemy się tripem, ziomek na ambonie coś tam gada sam z sobą, myślę "chuj nie ogarnia to niech sobie sam posiedzi"
Nagle zaczyna stukać w tej ambonie, nogą rozwalił deski i uwaga...... specjalnie wypadł/wyskoczył(w oczach tylko takie zagubienie było widac u niego) z ambony, z wysokości 4-5m!!!
Pierwsza myśl "kurwa zabił się lub połamał"
Podbijamy do niego, łapę go, chcąc podnieść z ziemi, a ten mi się przelewa i mówi do nas:
"Na mnie już za późno, umieram"
Ja zasrany, myślę co tu się odjebało.
No cóż trzeba dzwonić na karetkę bo typek powinien być połamany upadając z takiej wysokości.
I teraz sobie wyobraźcie nakierowywanie karetki do lasu po kwasie - pomieszane z poplątanym.
Wysłali helikopter i karetkę, jakimś cudem ich dobrze kierowałem.
Ziomek który spadł od 5 minut nie przytomny, nagle wstaje i mówi:
"Nieśmiertelny jestem" i zaczyna biec przez pole, kumacie? wypadł na bark/plecy z wysokości ponad 4-5m i zaczyna biec, ale krzyczy że się zabije i próbuję normalnie biegnąć skakać na główkę, powstrzymujemy go, trzymamy go i pilnujemy.
Ziomek mówi że wszystko jest taką nieśmiertelną spiralą, że wszyscy się reinkarnacja istnieje , że wszyscy się skupili na materializmie, że wszyscy jesteśmy energią, że umarł i ożył i takie tam filozoficznie tematy.
Po chwili chce się wyrwać i dalej biec, zapodaję mu clona na uspokojenie.
Po 2-3 minutach zaczyna odliczać, - "raz, dwa.... dziewieć, dziesięć i buchhh żyjemy"
Raz płacze, raz chce ziomka bić, po chwili takie zagubienie w oczach widać u niego.
Przyjeżdża helikopter i karetka, zabierają go do szpitala, ja mówię że spadł z amobony.
Mówił że jak leciał tym helikopterem i kazali podać mu numer PESEL to podał im numer rejestracyjny swojego samochodu
W szpitalu na testach wykryli mu "extazy", ktoś wie jakim cudem? clona czy 1p-lsd wykryło im jako "extazy"?
Całe szczęście nic mu się nie stało, nawet o dziwo się nie połamał, wniosek prosty człowiek na kwasie - to człowiek guma jak po alkoholu - się nie łamie.
Ostatnio z nim rozmawiałem, to mówi że nie pamięta jak wszedł na ambonę i spadł, ktoś wie dlaczego nie pamięta? przecież po kwasie powinno się pamiętać wszystko.
Mówił że lot helikopterem, biegnięcie przez pole pamięta, ale to wszystko z góry widział i dopóki nie powiedziałem mu co się stało to myślał cały czas że to był jakiś sen.
Czyli co wyszedł z ciała jak wszystko z góry widział?
Może świadomość mu się ulotniła i została tylko podświadomość.
Co o tym sądzicie?
Testy i badania substancji opisywanych przez mnie, są prowadzone za granicą, w takich krajach jak Słowacja i Holandia.
W Polsce większość substancji opisywana przez mnie, jest nielegalna, dlatego tutaj badań nie prowadzę.