ALD-52, czyli podróż przez własne ciało :)

Trip reports - czyli opisy z Waszych tripów.
Status:
OomAmee
B-K Zwierz
Awatar użytkownika
OomAmee
Autor tematu
Posty: 1745
Rejestracja: 7 lata temu
Reputacja: 953

ALD-52, czyli podróż przez własne ciało :)

Nieprzeczytany post autor: OomAmee » 6 lata temu

Ten post ma wysoką reputację.

Wczoraj testowałem ALD-52. Jako ostatni z blotterów. Szły w kolejności AL-LAD >> ETH-LAD >> 1P-LSD >> ALD-52 w sporych odstępach czasowych po kilka tygodni co najmniej.
ALD-52 przebił wszystkie pozostałe pod każdym względem: siłą działania, wszechstronnością doznań, czasem działania, długością powracania do rzeczywistości.

Tutaj odbywało się coś w rodzaju "transmisji" :) na bieżąco.
https://dopek.eu/w-jakiej-kolejno%C5%9Bci-potestowa%C4%87-blotterki--t1379s20.html#p14388
Ale muszę go opisać dokładniej, bo w pewnym momencie stał się mega-niezwykły.

Były zasadniczo trzy fazy plus jedna bonusowa :)
1. Faza śmieszka-heheszka
2. Faza emocjonalnej plasteliny.
3. Faza podróży przez swoje wnętrzności - tak, qrva, dokładnie tak!
4. Faza: jak wrócić? :)

1. Mi się generalnie po każdym blotterku (i tryptaminach) w takim czy innym momencie uruchamia na jakiś czas, a czasem na cały trip, taki specyficzny tryb śmieszka-heheszka z ogromnym dystansem do TEGO WSZYSTKIEGO. To jest chyba jedno z najbardziej terapeutycznych doznań, jakie sobie mogę wyobrazić. W tym momencie jesteś wolny od wszystkich swoich i cudzych problemów, stresów, napięć, rozkmin. Widzisz jak bardzo jest to wszystko błahe w ogólnej perspektywie. I że teraz się tym wszystkim obciążasz i zadręczasz ale jest taki poziom, gdzie to wszystko w końcu zrzucasz. Mam nadzieję, że coś co najmniej tak pozytywnego dzieje się po śmierci.

2. W pewnym momencie odkryłem jednak, że w przypadku tej substancji nie ma tak prosto, że jesteś po prostu śmieszkiem-heheszkiem. Np. po 1P-LSD byłem nim przez cały trip. Po ALD-52 jesteś emocjonalną plasteliną. To znaczy, że każdy bodziec, jaki sobie dostarczysz będzie Cię pchał z ogromną siłą w kierunku generowanym przez ten bodziec.

- Wesoły obraz, wesoła piosenka - siedzisz z bananem na twarzy albo wręcz ryczysz śmiechem na głos
- Melancholijne, smutne bodźce - wyjesz jak bóbr, już nawet łzy przestajesz wycierać a niech sobie wsiąkają w koszulkę :)
- Ekscytujące, epickie melodie - fruwasz qrva gdzieś w niebiosach
- Coś podniecającego, seksualnego (ale absolutnie dalekiego od porno) - prawie dostajesz orgazmu nawet nic nie dotykając :) Pewnie mogłem bardzo łatwo dostać ale nie lubię tego robić po sajko.
Jeden raz kiedyś zrobiłem (można powiedzieć, że na próbę) i chujowo się z tym czułem. To nie koreluje z sajko.
I tak dalej i tak dalej. Każda emocja jest potęgowana wielokrotnie.

Dlatego jest cholernie ważne porządne przygotowanie sobie zestawu dobrych bodźców pod tą substancję.
Myślę, że bardzo łatwo tu o bad tripa, jak sobie dostarczysz jakiegoś syfu.
Ja byłem pozytywnie przygotowany. Ale na kolejną fazę nie byłem :)

3.Podróż do swojego wnętrza ale w sensie organicznym.
W jakimś momencie nastąpiła taka faza, że oczy koniecznie się chciały zamykać. Dość często to miewam na tripach i wiem, że właśnie zaczyna się najciekawsza część :)

W tle leciała taka lekko szamańska, transowa muzyka. Nie wiem czy to ona, czy raczej jakaś ogólna moja nieuświadomiona potrzeba sprawiła, że zaczęła się mentalna podróż przez świat moich wnętrzności.

To nie było coś takiego, że widziałem animację 3D moich układów.
To było raczej jak podróż przez bardzo gęsty las pełen lian i pnączy. Tylko że te liany i pnącza to były moje naczynia krwionośne, włókna mięśniowe itp. Pośród nich widziałem różne istoty. Niektóre z nich bardzo złowrogie. Do stopnia, że normalnie prawdopodobnie zesrałbym się ze strachu. Ale po tej substancji po prostu im mówiłem: "Pierdolcie się, nie boję się was" i szedłem dalej.

Szedłem to nie jest właściwe określenie. Ja nie nadawałem kierunku tej podróży, byłem przyciągany do pewnego miejsca.
To miejsce znajduje się pomiędzy płucami, żebrami i mięśniami po lewej stronie klatki piersiowej ale dość niedaleko od powierzchni ciała. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim żebrem. To znaczy ja dokładnie wiem teraz gdzie. Pewien specyficzny punkt, czy niewielki obszar. Ja już go wcześniej odczuwałem na różnych schizach ale teraz wiem dlaczego.
W miejscu tym jest u mnie gromadzone wszelkie napięcie, stres, gniew i inne złe emocje, z którymi moja psychosomatyka nie jest sobie w stanie poradzić normalnymi sposobami.
Takie powiedzmy emocjonalne awaryjne wysypisko śmieci.

A zostało mi pokazane po to, żebym wiedział, że jeśli nie zapanuję nad swoim stresem, to tu się wydarzy katastrofa, która zakończy mój żywot. Nie pytajcie skąd to wiem. W tamtych stanach po prostu wiesz pewne rzeczy.
Dlatego mam teraz niezły temat do przemyśleń, bo faktycznie jest tak, że ostatnimi czasy ilość negatywnych emocji we mnie narasta. I faktycznie mój organizm z tym sobie może nie radzić. Czemu wybrał taki punkt na wysypisko śmieci a nie inny tego nie wiem. Ale wiem, że muszę sporo zmienić w moim życiu. Zapanować nad tą negatywną narastającą falą, bo będzie źle. I pewnie się też przebadać, choć weź wyjaśnij lekarzowi, czemu ma mi zbadać akurat ten punkt :)

Ogólnie to było jeszcze więcej wszystkiego: wizuali, efektów słuchowych, emocjonalnych itp. Ale to by książkę trzeba napisać a i tak się tego dokładnie nie odda, więc trochę bez sensu.

Przeżycie niesamowite. Zdecydowanie do powtarzania.
To jest chyba właśnie ta substancja, której poszukuję od dawna.

4. Faza: jak wrócić?
Nic specjalnego. Po prostu chodzi o to, że zazwyczaj po innych tripach zarzucałem porcję eti (2mg) i beztrosko szłem w kimono. Tym razem nawet dwie porcje nie pomogły. Trip jako taki ustał, on się chyba po prostu zakończył, ale zasnąć ni cholerę nie mogłem. Po czterech-pięciu godzinach bezskutecznych prób, dorzucania melatoniny i 5-htp, poddałem się i pobrałem trzecie eti ... Niespecjalnie jestem z tego powodu zadowolony i wiem, że do kolejnego tripa nie podchodzę bez clona. Czy tam nawet neuroleptyka ale to tylko jako ostateczna ostateczność, jak się trip stanie zły.

Na razie nawet te koszmarne krwisto-mięsiste lasy ze złowrogimi istotami wcale nie odczuwałem jako bad trip :)
Dziwne jak cholera ale tak właśnie mam po blotterkach i tryptaminach.
Przed tripami niby się cykam, zawsze przygotowane wiadro eti, teraz kombinuję jak załatwić neuroleptyk.
Ale prawda jest taka, że po tych substancjach, te strachy mnie w ogóle nie ruszają.

Myślę, że tak się dzieje z dwóch powodów:
- Po pierwsze: zawsze się dokładnie przygotowuję do tripa. Dowiaduję się, czego się można spodziewać. Mam w pogotowiu benzo, itp. Ustawione przypominacze, żeby pić wodę, żeby coś zjeść. Ogólnie zawsze się przygotowuję, nigdy nie idę na wariata, na żywioł.
Zawsze ale to zawsze dzieją się na tripach rzeczy nieoczekiwane, na które nie byłem przygotowany. To mi nie przeszkadza, to mnie nie niszczy. To, co by mi przeszkadzało, to świadomość, że poszedłem jak idiota bez przygotowania. To tak jakby mieszczuch poszedł sobie na wycieczkę w amazońską dżunglę. Nigdy tak nie zrobiłem i nie zrobię.
- Po drugie: trzeba mieć "kotwicę", dzięki której zawsze możesz powrócić z najgłębszej otchłani. Nie ważne, czy z niej skorzystasz. Nie korzystałem prawie nigdy. Raz, czy dwa ale tylko po to, żeby sprawdzić, czy działa a nie po to, żeby wrócić z otchłani :)
U mnie tą kotwicą jest muzyka, którą znam i lubię a szczególnie ta składanka:

Urocza kobieta, śpiewająca ładne i proste piosenki w towarzystwie sympatycznych, elegancko ubranych ludzi.
To jest coś tak przyziemnego a jednocześnie pozytywnego, że wyciągnie z każdego bagna.

Kiedyś miałem taką sesję z Chomikiem (4-HO-MIPT) gdzie mnie już nie było. Byłem bliżej nieokreślonym kleksem rozlanym po bliżej nieokreślonej przestrzeni w cholera wie ilu wymiarach :) Ale brzmiała z głośników moja muzyka. I zawsze mogłem powrócić z tej kleksowatości. Tylko tak kontrolnie a potem znów wracałem do bycia tym kleksem.
A po nocy przychodzi dzień
A po burzy spokój

Status:
OomAmee
B-K Zwierz
Awatar użytkownika
OomAmee
Autor tematu
Posty: 1745
Rejestracja: 7 lata temu
Reputacja: 953

ALD-52, czyli podróż przez własne ciało :)

Nieprzeczytany post autor: OomAmee » 6 lata temu

Muszę Wam pokazać jedną fotkę, bo się podjarałem :) jak ją zobaczyłem.
Wyżej jest mój trip report, który jest w chuj długi, więc nie musicie czytać :)
Ale jest tam taki m.in. fragment:
"To było raczej jak podróż przez bardzo gęsty las pełen lian i pnączy. Tylko że te liany i pnącza to były moje naczynia krwionośne, włókna mięśniowe itp."
Ta fotka mnie podjarała, bo wygląda, jakby ją ktoś zrobił w tym moim tripie :)
Takie rzeczy wtedy właśnie widziałem:

Obrazek

Pochodzi z artykułu: http://joemonster.org/art/43310, gdzie swoją drogą są też inne fajne obrazki.
A po nocy przychodzi dzień
A po burzy spokój