lunky_swimmer, dobrze słyszeć, że nie upadłeś a brak informatyki w życiu uzupełniłeś innymi mniej lub bardziej pożytecznymi rzeczami.
Ja straciłem pracę przez nieplanowane urlopy przez co pracodawca był po prostu stratny bo mu brakowało pracownika np. do obsługi konkretnej maszyny aby się wyrobić z zamówieniem w terminie a ja wtedy hexy, cmc'ki przerabiałem aby wypłata wpadła a zarabiałem i tak 10zł na godzinę. Nie przedłużył mi chłop umowy i trudno mu się dziwić. Przeprosiłem i podziękowałem za to, że mnie wcześniej nie wypieprzył ale wtedy chyba straciłby granty z urzędu pracy i za to, że mnie nie zatłukł bo nerwów mu musiałem napsuć
ale jak pracowałem to za dwóch. Nerwica i zaburzenia lękowe robiły swoje, byłem jak robot.
Potem byłem rok na zasiłku, próbowałem odpocząć ale nie bardzo się to udało. Co miesiąc skromne ćpanie. Później zasiłek zabrali zacząłem szukać pracy tak efektywnie, że znalazłem dopiero w październiku czyli rok później. Ile nerwów, stresu i niepotrzebnego ciężaru, który moja psychika musiała w tym czasie przejść nie jestem w stanie określić ale w chuj (nerwica i zaburzenia lękowe napadowe). Koniec końców udało się, dostałem umowę o pracę z ostatnim tygodniem października i całym listopadem. Najpierw dali mnie do dobrych, doświadczonych facetów. Kładliśmy masę bitumiczną (asfalt). Wszyscy się jako tako poznaliśmy, a to się wypiło kielicha (wpisowe sami chcieli) przed robotą a to się trochę pośmiało no zapowiadała się miła współpraca. W listopadzie mnie przenieśli do największego konfidenta i podpierdalacza w firmie, (rodzina od strony mamy) powiedział, że na takich budowach gdzie nie ma ruchu i jest cisza spokój kilka browarów można sobie pierdolnąć. Że dojazd trwał 2 godziny a z niego był cham i prostak i często gęsto mnie wyzywał, opierdalał wypiłem 3 browary bo inaczej bym mu łeb ukręcił. Po +-6 godzinach pracy był godzinny przestój bo nie było materiału. Wróciłem do busa zjeść kanapkę i dopić ostatnie piwo, zrobić porządek. Wszedł do busa powiedział, że jeszcze jeden taki wybryk i zadzwoni do kierownika. Wyszliśmy z busa a był to Volkswagen transporter, w którym ciężko jest zamknąć drzwi przesuwne nie generując żadnego hałasu. Uznał, że specjalnie jebnąłem drzwiami i miarka się przebrała. Zadzwonił do kierownika i powiedział, że w poniedziałek składam ciuchy i wypierdalam. W międzyczasie dzwoniła tamta ekipa pytała o mnie bo byłem im potrzebny ale dowiedzieli się od tego chuja, który podobno ma najmniej do powiedzenia i nikt z nim nie chce pracować, że ja już nie pracuję i niech nie dzwonią.
W sumie nie wiem po co to piszę ale może potraktujcie to jako przestrogę w tym sensie, że gdy macie pracę to nie zarywajcie jej przez ćpanie, nie ćpajcie także w pracy a poza nią najlepiej w weekend jak najrzadziej. Po prostu jedno z drugim dość ciężko jest pogodzić a jedno z drugim nie idzie w parze. Jak już was ciśnie to bierzecie wypracowany płatny urlop i wtedy bajlando.
Druga przestroga to taka aby w sprawach, które mogą decydować o utracie statusu pracownika, jakimś obcięciu premii czy czegoś w tym rodzaju nie ufajcie nikomu choćby miał z tyłu białe, pierzaste skrzydła i aureolę nad głową.
PS Sorka za taki spam czasem nie potrafię zwięźlej.