Nieprzeczytany post
autor: casual_rsrcher » 1 rok temu
Cześć,
To mój pierwszy post tutaj. Nie wiem czy to odpowiedni dział to tego - bo to nie będzie jedno przeżycie, lecz jakiś okres w życiu.
Mam starszego brata, który od kiedy pamiętam lubił sobie zażyć fety i zajarać lolka. Jesteśmy dzieciakami z rozbitej rodziny, dosyć patologicznej i z przeżyciami. Brat ma obecnie dwójke dzieci, jest po rozwodzie, z tego co wiem to chyba dostał teraz wyrok na 2 lata bo odwaleniu grubej akcji po ćpaniu. Zerwałem po tym wszystkim kontakty z rodziną i wyprowadziłem się. Obecnie od 2 lat nie odzywam się z nimi i jestem czysty.
Ale jak do tego doszło?
Skończyłem szkołę średnią i szukałem pracy, potrzebowałem kasy na studia. W domu z jebniętą matką nie uśmiechało mi się siedzieć, w okolicy mogłem iść robić jedynie w tartaku na czarnucha za mniej niż minimalną, w mieście obok miałem wspaniałą i kochającą dziewczynę, z którą chciałem się wyprowadzić i zamieszkać razem w dużym mieście wojewódzkim.
Zaczęło się od tego, że z bratem napierdalaliśmy piguły z mdma, waliliśmy fetę i jaraliśmy lolki. Zdarzało się to rzadko, jednak częstotliwość zaczęłą się zwiększać. Brat od kiedy pamiętam kradł z domu sprzęt żeby go zastawić w lombardzie. Jak dotykał coś mojego i go nakryłem to zawsze zwracał lub oddawał mi hajs. Brat był strasznym ciśnieniowcem, alkoholikiem i ogólnie był wjebany. Ja (jako że miałem prawko, on nie) zawsze jeździłem po towar, rano, w nocy, w środku dnia - żeby mieć tylko spokój od jego pierdolenia a w dodatku samemu sobie przyjarać.
Brat od 10 lat pracował w niemczech na budowach. Nie miał kompana więc zaoferował mi robotę. Byłem mega szczęśliwy z powodu kasy, którą mógłbym szybko zarobić i wydostać się z kurwidołka w którym mieszkałem.
W zasadzie od razu po przybyciu na miejsce udało się ogarnąć dilla, jak było sucho u niego to przemycaliśmy drobne ilości przez granicę. Życie z bratem zawsze było uciążliwe, bo był poryty fetą. Zawsze musiała napierdalać muza na fulla, zawsze coś musimy robić, odpoczynek to marnowanie czasu. Był ciężki do zniesienia na trzeźwo, troche mniej znośny na bani, ale najgorszy był na głodzie. Kiedy zabrakło na mieście piguł, spróbowaliśmy ketonów (u nas w mieście to był po prostu "Kryształ", my na niego mówiliśmy "Krik"). Nie wiem czy to było 3mmc, 3cmc czy coś podobnego. Klama czasami bolała, czasami wchodziło gładko - efekt był zawsze podobny. Speed/euforia 50/50 i mega chęć na dorzutke (często zostawialśmy intencjonalnie kryształki w samochodzie, żeby później na głodzie ich szukać w zakamarkach auta i móc przyjebać ponownie). Ja waliłem tylko w weekendy jak wracałem do Polski, on walił ciągle.
Największym naszym przypałem była kontrola niemieckiej policji. O 22:00 wyjeżdżaliśmy z polski - z towarem i co najgorsze (było to poza moją wiadomością) autem z podrobionymi niemieckimi blachami bez ubezpieczenia i przeglądu. Jebnęli nas na autostradzie - brat poszedł od razu na knaz a mnie przesłuchiwali do 2:00 i puścili wolno, w niemczech, bez auta. Do domu dostałem się z pomocą koleżki za opłatą. Na następny dzień musiałem zebrać hajs na kaucje brata, bo już miał wyliczony wyrok za jego zaległe mandaty i wybryki w niemczech.
Kilka tygodni w przód. Brat zaczął dostawać schizy. Pracownicy z budowy zaczęli wg. niego nas obserwować i obgadywać. Zaczął łączyć dilerów, pracowników budowy, jakąś mafie ruską, która go śledziła po klubach, policję z rozpadem jego małżeństwa. Nocami przesiadywał na fanpejach jakichś klubów nocnych i doszukiwać się podobieństw losowych ludzi do jego byłej żony i jego znajomych. Kompletnie psycha mu siadła, doszło do takiego momentu że groził mi śmiercią, pomimo że mieszkamy razem. Po kilku dniach wróciliśmy do polski i nasze drogi się rozeszły.
Jednak ja też nie byłem święty w tym wszystkim. Mnie za to przyłapali jak jadąc do niemiec zajebałem w klamę krechę krika. Na sczęście na narkoteście nie zdążyło się nic zmetabolizować i policaje mnie puściły wolno, bo tłumaczyłem się tym że brałem metamfetaminę kilka dni wcześniej.
Czułem się w tym wszystkim bezkarny, podstępny i nie do pokonania. Przez rok okłamywałem swoją drugą połówkę, prowadziłem podwójne życie. Z jednej strony ciężko pracujący, poukładany i kochający chłopak. Z drugiej zaś, ćpunek, kłamca, lovelas który bajerował na boku byłą dziewczynę i kilka innych kiedy był naćpany.
Nie potrafiłem sobie z tym wszytkim poradzić, co ostatecznie doprowadziło do końca związku. Rodzinę też straciłem, bo z nimi nie dało się żyć. Nigdy bym nie wyszedł z tego gówna z nimi.
Po kilku tygodniach bycia 21 letnim bezdomnym, żyjąc w samochodzie i rozbijając się wokół znajomych postanowiłem zawalczyć o dziewczynę, której zawaliłem cały świat i złamałem serce. Udało mi się odciąć od wszystkich toksycznych i złych ludzi. Cała ucieczka z tamej okolicy kosztowała mnie grube tysiące złotych, pełno nieprzespanych nocy, skrętów od chęci przyjebania chociaż ostatniej kreski i walki z samym sobą, aby nie popełnić tych samych błędów.
Dużo z tej historii pominąłem, mógłbym o tym pisać bez końca. Dwa lata po tych wydarzeniach jestem szczęśliwym człowiekiem, jestem w połowie studiów inżynierskich i udało mi się odzyskać ukochaną. Jednego mi się tyko pozbyć nie udało - wspomnień o syntetycznym szczęściu, które dały mi ketony. Próbowałem koks i metę w niemczech, jednak nie mają porównania jeśli chodzi o potencjał uzależniający (w moim przypadku) do ketonów. Wbijam na forum i czytam historię innych, żeby zabić w sobie głód wywołany "tym ostatnim razem" z krikiem.
Nie warto było, życie byłoby o wiele prostsze, gdyby ominęły mnie przypały z prawem, ukrywaniem swojego prawdziwego oblicza i prowadzenia drugiego życia.