Zawsze spróbować chciałem sam nikt nie musiał mnie namawiać. Pierwsza faza - 2 wiśniówki na 3 osoby w lesie ze starszymi kolegami. Pół roku później w tym samym lesie pierwsze buszki z opalanej lufki. Staf był kozacki - na osiedlu rządził oranż. Jak w większości przypadków koledzy od wiśniówki i lufki zaczęli wciągać białe kreski. Ja stwierdziłem że jestem na to jako 14-latek za mały
Ze wszystkimi innymi wynalazkami postanowiłem poczekać przynajmniej do 18-stki. Czas pokazał że była to wchuj dobra decyzja. Paru ziomków przez białe kreski stało się złodziejami i pospolitymi bandytami. Inny został konfidentem i zniknął z osiedla. To były szalone czasy - pożyczone rzeczy znikały, u żyda za 50-100zł można było kupić górski rower skonfiskowany za długi a niektórzy z boiska wracali do domu bez butów. Od czasu do czasu w mieście padały strzały lub wybuchała jakaś bomba (ale to było tylko tło naszego życia, tak wybuchowo to się bawił szczyt piramidy na który szczyle z blokowiska nie miały wstępu). Do dziś jednak wspominam jak pod nieobecność rodziców paliłem szlugę na balkonie popijając ją coolerem z puszki i nagle usłyszałem tra-ta-ta-ta-ta. I nie były to fajerwerki. Na drugi dzień w wiadomościach podali że na moim osiedlu zastrzelono z automatu ochroniarza znanego gangstera. Szalony przełom wieków...
***
Wiadomość moderatora
nie podawaj dokładnego swojego wieku - za dużo informacji dla służb
. Dwa miesiące po urodzinach wybrałem się ekipą chyba 8 osób do techno-mordowni w naszym mieście. Nigdy wcześniej ani później tam nie byłem. Wszyscy zjedliśmy po tabletce z wytłoczonym kaczorem donaldem. Wtedy uznałem że odkryłem najlepszą używkę na świecie. Muza wkręcała się jakbym bym urodzonym tancerzem a wszyscy dookoła mieli wielkie uśmiechnięte twarze. Nigdy tego nie zapomnę. Potem miałem epizod jeżdżenia na wiejskie dyski, białe rękawiczki itp. Było to o tyle prostę że miałem kuzyna na wsi który był w moim wieku i też skłaniał się ku ówczesnej chemii. Choć bardziej do białego proszku niż kolorowych pastylek jak ja. Te czasy też były szalone. W opinii publicznej to miasta były siedliskiem zła, gdy tym czasem na wiejskich dyskotekach kupowialiśmy pigsy w budce parkingowej a zioło było sprzedawane w szklanych już nabitych lufkach za 5zł sztuka. Potem był artykuł w Newsweeku czy Polityce że wieś ćpa na potęgę i zaczęły się naloty na dyskoteki.
Mimo wszystko cały czas moją ulubioną używką było (i zawsze będzie) dobre naturalne ziółko (lub fajny hasz). Oprócz tego w wieku 18-lat spróbowałem jeszcze grzybki (baardzo mi się spodobały) i LSD (jednak jazda za ciężka dla mnie). Jak miałem 19 lat w Hiszpani pierwszy raz spróbowałem kolumbijskiego śniegu. Fajny ale ja z natury jestem nadpobudliwy więc stymulantów nie potrzebuję (dlatego nigdy mnie do fety nie ciągnęło choć też próbowałem). Koksiwo waliłem może kilkanaście razy w życiu - tylko za granicą. Na ogół ktoś mnie częstował. Bardzo żadko sam kupowałem. Raz w Ameryce Środkowej kupiłem gram koko przez przypadek za 5$. Chciałem zioło ale koleś mnie nie zrozumiał i dał mi koks. Skończyło się na tym że za 10$ wziąłem i zioło i koks hehe. Głupi byłem że go nie rozcieńczyłem bo tam zbyt blisko źródła i tego nie robią. Niuchłem kreskę i zwymiotowałem
Ostatni koks, pigsy i kwasy jadłem ponad 5 lat temu w UK. Nigdy nie czułem się uzależniony - jakoś nie miałem na to cieśnienia i też towarzystwo w którym się obracałem nie było zbyt ćpające. Pamiętam że jak w 2010 ziomek chciał mnie poczęstować legalnym wtedy mefedronem to nie chciałem. Bałem się tych nowości.
Teraz mam ***
Wiadomość moderatora
nie podawaj dokładnego swojego wieku - za dużo informacji dla służb
. Nie piję alko. Okazjonalnie palę madżongę (ale tylko naturę - nie maczanki i postanowiłem spróbować czegoś z RC skoro to już tak długo na rynku a ludzie jednak nie padają jak muchy. Niedawno po raz pierwszy spróbowałem katynonu. Sam zsyntezowałem efedron (metkat) z przepisu z tego forum z acataru i kalium i powiem że bardzo mi się faza podobała. Podobna trochę do pigularskiej ale jednak inna. Teraz czekam na 4CMC bo wyczytałem że to też bardzo euforyczne a jak wspomniałem wcześniej ja lubię takie rzeczy najbardziej.
Aha zapomniałem dodać. Miałem kiedyś (ok 9 lat temu) w egzotycznym kraju możliwość spróbowania helu. Kolesie przy mnie mieszali browna (bez gotowania!) z wodą mineralną w strzykawkach i dawali se w kanał. Proponowali mi ale się bałem. Kiedyś spróbuję heroiny (wcześniej chciałbym opium) ale to dopiero na emeryturze