Szukam dwóch substancji. Jednej w krysztale, drugiej która wyglądała jak marycha.
Po obu miałem NIEZIEMSKĄ jazdę ale nigdy więcej nie udało mi się tego trafić.
Spróbuję opisać je obie najlepiej jak umiem.
Po pierwszej substancji miałem po raz pierwszy i niestety ostatni, prawdziwe niesamowite halucynacje do czego nigdy nie udało mi się już wrócić

Pierwszą substancję zamówiłem u jakiegoś dopiero co poznanego gościa koło roku 2014/15.
Miałem wtedy właściwie zero doświadczenia. Chciałem dostać czyste mdma.
To co przyniósł wyglądało jak niemal przezroczyste kryształy a w oczy rzucało się, że niektóre miały krawędzie jak ołówek (oczywiście proporcjonalnie mniejsze) takie bardzo regularne kryształy jak kryształ górski. Kolor porównałbym zdjęć (w sythetics) do 4cmc deluxe. Może było trochę bardziej matowe, wchodzące w biały/szary.
(Za każdym razem kiedy później zamawiałem mdma (ale nie wiem czy jednak dostawałem mdma) kolor zawsze był jednakowy: (ku mojemu głębokiemu rozczarowaniu) od żółtawego do pomarańczowego, matowe nieprzezroczyste kryształy. Mdma jest najlepsze wiadomo, ale tamto giewno było jeszcze lepsze.
Nigdy więcej nie udało mi się tego trafić, może dlatego że zamawiałem jak zawsze mdma, no ale sami rozumiecie.
Przebieg tripa:
3 osoby, 3 sztuki. (sztuka to taka ilość jak paznokieć od kciuka zawinięty w sreberko)
Rozpakowujemy pierwszą sztukę, najpierw zaczynamy lekko, po małym kryształku dla każdego (zostało ponad połowę). Rozmowa się nieziemsko klei, można pogadać o wszystkim, empatia jak nigdy. Szczęki lekko zaczynają chodzić. Dojadamy, (nadal z pierwszej sztuki), bierzemy się za pędzle, farby i malujemy obraz. Może minęły dwie godziny. Typowe zwiększenie empatii, zaczynają się spinać mięśnie (szczęk i tych na siku)
Zaczynamy drugą sztukę.
I teraz zaczyna się jazda. Wszyscy zaczynamy mieć jednocześnie prawdziwe zaje..ste halucynacje. Ściana się uwypukla, jak próbuje się tego dotknąć to po kontakcie z ręką to się rusza. Pojawia się taka pajęczyna przy suficie, jak mgła albo dym w rogach sufitu i z tej pajęczyny zaczynają się materializować różne rzeczy. Widzę deszcz cyfr które powoli spadają z sufitu, jakieś rzeczy pojawiają mi się przed oczami, dajmy na to coś jak płytka metalu. Jednocześnie wiem że jest wytworem mojej głowy, a z drugiej strony jest tak rzeczywista i precyzyjna i dokładna że mogę podziwiać szczegóły wykonania jakby to było coś w rodzaju linii papilarnych tylko że na tej "płytce". Więc myślę sobie - jeśli to jest wytwór mojej głowy - (płytka metalu jak żywa na odległość dłoni lewituje mi przed oczami, resztę pokoju widać normalnie) to spróbuję ją myślą poruszyć. Nie działa. To spróbuję ją poruczyć dłonią.
...potrafię ją przysunąć i odsunąć o_O, za chwilę myk, poleciała za moją głowę.
No i potem mgliste wspomnienia bo trochę tego było. Najważniejsze było to że wszyscy widzieli tą pajęczynę niezależnie, a byłem sprytny bo jak pierwszy raz zobaczyłem tą pajęczynę to spytałem się kolegów CO widzą (a nie że - ej ja widzę pajęczynę a wy? - żeby nie sugerować) to oni odpowiedzieli że widzą taką pajęczynę, mgłę która się unosi w pokoju pod sufitem. Najbardziej pozytywna masakra w życiu. Zero bad tripa. Skóra na ciele miała taką siatkę jak łuskę, ale też nie na każdym itp. a, i przewody od prądu były otoczone takim jakby "gorącym powietrzem" taką falującą "siatkopajęczyną" patrząc z bliska, z daleka, jak chcesz. Znowu niezależnie obserwowane przez uczestników. Było widać w różnych miejscach takie "wiry powietrzne" które nie zmieniały swojego położenia.
Czyli podsumowując. Czułem się jak po amfetocośtam, szczęki, mięśnie, obraz był generalnie normalny żadnych "lsd like" rozmywających się obrazów, kolorowej "siatki" ani spirali w prawo.
Normalny obraz rzeczywistości + haluny (najcudowniejsze na świecie, ludzie co ta bania potrafi pokazać..)
W każdym razie moje pytanie co do pierwszej substancji brzmi: czy ktokolwiek miał podobne haluny i po czym można ich dostać.
Drugą substancję znalazł kumpel w przejściu w metrze ze 3 lata temu. Patrzy o, torebeczka zioła. Wyglądało jak zwykłe zioło.
Ale że nie był w ciemię bity, to coś nabrał podejrzeń. Było tego tyle że wystarczyło tylko na jedno nabicie do lufy czyli nie za dużo (ha ha)
Opowiadał że był wtedy mega najebany alko, ale nabił, i spalił sam do połowy. Skumał że coś nie gra, więc zdążył się położyć w pozycji bocznej ustalonej i jak opowiada zmienił się w poduszkę i się obudził zarzygany.
No to oczywiście błagam go żeby mi dał ściągnąć resztę.
Jestem kompletnym casualem (przerwy po pół roku) ale doświadczenie mam.
Hash, zioło, acodin (pigsy oraz syrop, jazda 24h), dużo razy lsd, parę razy "mdma"
Byłem na ayahuasce na 3 ceremoniach, jeśli chodzi o lsd to wszyscy się bawią dobrze na połowie papierka albo najwyżej całym, a ja potrzebuję 2. Najwięcej wziąłem 3 na raz (mówili że podwójne dlatego normalni ludzie dzielili je zawsze na pół) dlatego wiem jak wygląda hardkorowa jazda i bardzo ją lubię.
Położyłem się na podłodze na materacu wojskowym. Kumpel był siterem.
Ściągnąłem pół lufy.
Jezus Maria
Obudziłem się po rozmowie z bogiem, po wizji wybuchu supernowej, końca świata itp. wtulony pod kaloryferem, poduszki dookoła, ryj obity, krzesło leży na mnie do góry nogami, pobojowisko. Skończyło się po 4 h jak nożem uciął. Bez nawrotów, niczego.
Kumpel podobno zes..ny 4 h przesiedział z telefonem nie wiedząc czy nie dzwonić na pogotowie.
W porównaniu z ayahuascą którą można porównać do tego jak przejeżdża po tobie czołg, to był wybuch bomby atomowej. Najbardziej sroga akcja w moim życiu. Ale tu już wszystko działo się przy zamkniętych oczach.
Ja chcę jeszcze raz. Co to była za jazda.
Kumpel twierdził że to był jakiś dopalacz, mocarz albo coś w tym stylu. Pomóżcie znaleźć co to było.