Przypadkiem trafiłem na ten wątek.
Trochę tu przynudzę. Ogólnie wszystkie używki (od papierosów i alkoholu, poprzez trawę, MDMA, LSD, aż po piko, herę i BK) uważam za większe lub mniejsze zło. W tych substancjach bilans dobrego i złego jednak zawsze w jakimś stopniu przeważa na zło.
Dawno temu, gdy o dopalaczach jeszcze nikt nie marzył byłem w najlepszym okresie życia - liceum i potem studia.
To był okres beztroski i nieograniczonych możliwości. W owym okresie spróbowałem (zawsze ktoś poczęstował) fety, MDMA, LSD. To były 1-3 zabawy. Ot fajnie było, nawet bardzo, ale żadna z tych substancji nie przykuła mojej uwagi na tyle, żebym o niej myślał dłużej niż dzień po ustaniu efektów.
W tamtym czasie też dosyć często paliłem MJ. Był nawet okres, gdy z kumplami własne krzaki uprawialiśmy. Słabe to było, ale z rok na tym prywatki się kręciły.
Tu dochodzę do pierwszego „primo”.
Spotkałem miłość swojego życia. Zakochanie ma to do siebie, że taki okres życia pamięta się jakby to był sen. Z (nadal beztroskiej) ciekawości spróbowaliśmy opiatów. Nie były to środki uliczne tylko farmaceutyki. Konkretnie morfina, petydyna (Dolargan/Dolcontral) i fentanyl. Zabawy były jednorazowe raz na 1-3 tygodnie, czasem weekendowe. Trwało to może pół roku do roku najdalej. Pod koniec w pewnym momencie było już za dużo. Przejadło się. Przyjmowane ilości tez już były za duże. Odrzuciło nas od opiatów tak jak odrzuca wielu ludzi od alkoholu gdy maja kaca po urwanym filmie.
Objawy zespołu z odstawienia były dosyć delikatne.
Dalsze życie, aż do niedawna przebiegało już bez używek. Ot edukacja, praca, wakacje, codzienność, plany, marzenia - życie. Okres bumu na dopalacze całkowicie nas ominął.
Drugie „primo”, czyli secundo.
Gdzie w pierwszej połowie zeszłego roku coś spowodowało, że zainteresowałem się tematem metamfetaminy. Oglądałem m.in. serial o niebieskiej mecie
i potem czytałem i tym jakie to spustoszenie sieje ten narkotyk.
Pechowo całkiem przypadkiem ktoś mi podarował próbkę piko (mety). Szczęście w nieszczęściu, że była to porcja bardzo mała na dosłownie jednorazowe spróbowanie. Efekty owszem spektakualarne, ale z miejsca mnie odrzuciło od tego świństwa. Mogę zrozumieć, że można w to bezpowrotnie wpaść. Podejrzewam, że gdybym miał więcej niż na jeden sniff to substancja ta w tym pierwszym ciagu spowodowałaby trwałe uzależnieni. Chyba tylko dzięki temu, że nie rozkręciłem pełnego potencjału mety to byłem w stanie zauważyć negatywy. Działanie to główne trwało dobrych kilkanaście godzin (zwierzęce libido, na myśl którego do teraz czuje obrzydzenie), a potem kilka dni sporego otępienia, co malało przez wiele tygodni i do teraz mam odczucie, że do teraz nie wróciło do normy).
Na tej podstawie osobiście uważam, że opiaty przy mecie to jak trawa przy opiatach.
Trzecie „primo”.
Przygoda z metamfetaminą zostawiła swój ślad. W życiu bym już nie tknął tego świństwa, ale „niezdrowe” zainteresowanie pozostało.
W efekcie zainteresowałem się tematem dopalaczy. Padło na 3mmc i 3cmc.
Pierwsze próba z 3mmc w IV kwartale zeszłego roku. Podanie oralne. Czekanie. Coś tam czuć. W pewnym momencie weszło. Głęboki oddech i myśl „O kurwa!!!” i to bardzo pozytywna „kurwa”. Po żadnym innym narkotyku nie było mi tak dobrze. Opiaty przy tym się chowają (no chyba ze coś mocniejszego niż fentanyl).
Miałem tego mało, bo to był „sampel” i miałem 3mmc i 3cmc. Nie mieszałem. Gdy potem się wysłałem i trochę otrzeźwiałam, chociaż czułem się względnie ok jak na takie emocje i przeżycia i przyjemność to jednak przestraszyłem się i wyrzuciłem próbkę 3cmc.
Dzień w dzień (teraz też) ciagle bije się w myślach żeby znów zamówić. W końcu zamówiłem ponownie. Częstotliwość brania - co 2-3 tygodnie. Ilość chyba niewielka bo 300-500mg na „sesję”.
Ktoś tu pisał o wypraniu z emocji. Tak jest. Wybranie się na wakacje marzeń (planowane od dawna) - żadnej przyjemności z tego powodu. Tylko myślenie o powrocie i kolejnej sesji.
Ubytki intelektualne też są odczuwalne. Mam pracę, gdzie używanie intelektu jest kluczowe i do tej pory nie miałem problemu. Teraz mam trudności i są one dziwne, bo maja charakter jakby zawieszenia na jakiś czas, bo potem na chwile jakby z opóźnieniem otrzymać wynik „przemyśleń”, które powinienem mieć praktycznie na bieżąco.
Podsumowanie.
Na podstawie własnego doświadczenia stwierdzam, że w moim przypadku to BK okazały się najbardziej uzależniające. W sumie jedyne, bo opio nie dały rady zrobić ze mną tego co BK w tak krótkim czasie zrobiły.