Ostatni post z poprzedniej strony:
wprawdzie nie ja, ale słup na którego była zarejestrowana karta xD...
poszła biedna żulina na kacu na komendę zeznała, że zarejestrowała na siebie numer za wino i tyle. od momentu rejestracji karty do wezwania minął ponad rok / ale miało to związek z przejętą paczką w zakutej żółtej skrzyni i dotyczyło pucybuta.
służby mają dostęp do takich danych (właściciel numeru) praktycznie na wyciągnięcie ręki, ale jeżeli prowadzone jest postępowanie to muszą wystąpić do operatora o te dane oficjalnie.
osobiście znam przypadek, gdzie zarejestrowany numer za nieaktywność wrócił do puli numerów operatora (musi minąć 36 miesięcy) i kompletnie przypadkowa osoba podpisała umowę z operatorem (z tym) numerem. tak się składa, że tą przypadkową osobą był / jest lekarz psychiatra pracujący na co dzień w ośrodku terapii uzależnień. nawet nie macie pojęcia jak ten lekarz pocisnął służby, skończyło się na sprawie w Sądzie i odszkodowaniu za pomówienia. (danych i okoliczności oczywiście nie podam, gdyż powiążą osoby i sprawy). z treści smsów wynikało, że psychiatra 2 lata przed posiadaniem owego numeru telefonu był dilerem i sutenerem. brzmi niesamowicie, ale to prawda. zapytacie skąd treść smsów? ano stąd, że operator przechowuje jego treść przez blisko 3 lata w centralnej bazie serwerowej (obsługuje ona BTSy i kilka innych kwestii, ale to już techniczne niuanse)
wniosek jest prosty... karta na słupa i telefon z Biedronki rozwiązuje problem.