Ostatni post z poprzedniej strony:
Rextee, Cynk 15 mg, d-vitum 2000 i dużo mięsa, ryb, jaj i najważniejsze to dużo snu.3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Ja obecnie jestem po 4 dniowym ciągu na 4CMC. Naprawdę nie polecam... Lęki, paranoje, otępienie, myśli samobójcze. Od 2 dni jestem wypisany ze świata. Jeden dzień i dość, nie widzę innej opcji.
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
No z 4-cmc to najdłużej 2 dni pociągnąłem, z 3-cmc z 3dni a jestem PRO
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Ja aktualnie dochodzę do siebie już trzeci dzień.. jest trochę lepiej, ale nadal mocno odczuwam brak serotoniny, oraz różne "trzaski" w głowie. Pierwszy dzień po zaprzestaniu lotu (trwał 3 dni pod rząd, praktynie non-stop, duże dawki), byłem tak wypłukany ze szczęścia, że czułem się jak na pogrzebie, nie raz były łzy w oczach jak się pomyślało o czymś niewygodnym dla mnie. Tak to już jest, gdy nie ma się umiaru, a niestety mało kto jest na tyle zdyscyplinowany, tym bardziej jak już wcześniej był wjebany w te gówno. Najgorsze jest te ogłupienie po ciągu, człowiek się czuje jakby zamiast głowy miał kawałek cegły. Dobrze, że to wraz z paranojami przechodzi. Dla tych, który potrafią mieć umiar to odradzam bawienia się z wyżej wymienioną substancją dłużej, niż przez okres jednego dnia, potrafi ona zrobić niezłe zamieszanie.
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
4cmc jeszcze nie próbowałem. Niby teraz mam mieć od Chemika, w nagrodę za aktywność w jego dziale. Co do 3cmc to miałem już 5-dniowe ciągi tylko zawsze 2 pierwsze dni były grube (1-2g/dziennie) zaś kolejne 3 dni już poniżej 1g (dwa ostatnie dni po 0,5g dziennie). Po takim ciągu zauważalny jest wyraźny spadek nastroju oraz potrzeba snu - żadnych jednak paranoii itd. No i w moim przypadku leczenie kabli jets konieczne (wskazane minimum 2 tyg. przerwy, a najlepiej 3 tyg.).
Solid State Society
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Wczoraj podczas badania świeżej czwórki dodałem recenzję będącą zarazem trip-raportem w dziale opinii o sklepie Mefis.to. Dziś w tym samym dziale postaram się dodać opinię „day after”. Zapraszam do czytania.
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Ja na dobre skonczylem z badaniem chlorow, wyjatkiem jest sampel do zamowienia, ktory otrzymam od reklamujacego sie V. Co do chlorow, fakt moze i maja malo "ubokow" ale czy sa przyjemne? Kosmiczne dawki, katar, niedojebanie, i takie oszolomienie ktore na dluzsza mete meczy. Wole raz na jakis czas wszamac pacha heksa czy jakies innej alfy, a nie meczyc sie z chlorami - przy okazji malo sie nie porzygac.
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Niekoniecznie Grzybciu, po prostu z euforykow nie ma nic fajnego.. moze to 3MMC.. Jak euforyk to cos z furanow
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Wystarczy zmienić metodę aplikcji. Poza tym do alkowy to ciężko o lepszy materiałKacprowskY pisze: ↑3 lata temuJa na dobre skonczylem z badaniem chlorow, wyjatkiem jest sampel do zamowienia, ktory otrzymam od reklamujacego sie V. Co do chlorow, fakt moze i maja malo "ubokow" ale czy sa przyjemne? Kosmiczne dawki, katar, niedojebanie, i takie oszolomienie ktore na dluzsza mete meczy. Wole raz na jakis czas wszamac pacha heksa czy jakies innej alfy, a nie meczyc sie z chlorami - przy okazji malo sie nie porzygac.
Solid State Society
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Ja pierdolę ludzie! Nie walcie ciągów tego. Toż to jest żrące i gumy rozpuszcza. Po pierwszym badaniu odczynnika (250mg sniff + 250mg po 2h w soku) stwierdziłem że jest to jedna z najciekawszych i najfajniejszych rzeczy jakich próbowałem (nie mam doświadczenia z RC, ale dość duże z tradycyjnymi drażkami), ale postanowiłem sobie że nie będę dotykał tego częściej niż raz w miesiącu. Takie euforyki bardzo szybko budują tolerancję więc ciągi nie są ani ekonomiczne ani zdrowe. Ja to traktuję jako środek do comiesięcznego resetu i poprawienia humoru.
Całkiem niedawno przeprowadziłem drugie w życiu badanie tego materiału. Tym razem zorganizowałem 2 szczury doświadczalne. Szczur drugi miał epizody z pigułami ecstasy ale nigdy (przynajmniej świadomie) nie
próbował RC. Postanowiłem zacząć od dawki 125mg (pierwszy raz w życiu od razu 250mg walnąłem) na szczura metodą sniff.
Po wchłonięciu odczynnika szczur-świeżak zaczął narzekać że nos go piecze Powiedziałem żeby się nie martwił bo za 5 min tak przyziemna sprawa nie będzie go interesować. Jako bardziej doświadczony szczur miałem oczywiście rację. 125mg weszło mi bez takiego kopnięcia w łeb jak 250mg, ale wyraźnie poczułem dokładny moment zadziałania. Coś takiego jakbym z tyłu w głowie miał mały balonik i ktoś by zaczął go nadmuchiwać. Całkiem to przyjemne było.
Włączyłem techno i zaczęliśmy ze szczurem rozmawiać. Rozmowa się kleiła. Nie gadaliśmy praktycznie o fazie choć oboje ją dobrze czuliśmy. Specyfik w rozmowie działa trochę jak serum prawdy, bo mimo że szczura znam bardzo dobrze to poruszyliśmy tematy o których nigdy wcześniej nie gadaliśmy. Trzeba z tym uważać jak się nie umie trzymać języka za zębami i bada się z nieodpowiednimi osobami. Gada się zajebiście. Nie jest to takie euforyczne pierdolenie o wszystkim i niczym. Większość z tego pamiętam i miało to wszystko sens.
Plan był taki żeby po 30 min dorzucić 125mg w roztworze, ale tak się wkręciliśmy w gadkę że minęło ponad 45 min zanim przyszło nam do głowy żeby dobić. Chwilkę po wypiciu doprawionego proszkiem soczku szur-świeżak oznajmił że chce więcej Powiedziałem żeby chwilę poczekał bo roztwór wchodzi znacznie wolniej niż sniff, ale po 15 nadal żądał dorzutki hehe. Lubię szczura to mu dałem. Źle mu to nie zrobiło. Ja może jeszcze jakieś resztki 50mg sniffnołęm sobie i więcej już nie dodawaliśmy.
Po badaniu oba szczury były bardzo zadowolone. Ja walnąłem max 300mg razem a drugi szczur może 400mg. Takie dawki po przerwie (u mnie miesiąc) w zupełności wystarczą. Nos nie dostaje tak mocno a i samopoczucie po badaniu nie pogarsza się. Nie czułem tym razem żadnego doła. Wieczorem tylko byłem fajnie rozleniwiony i senny. Na drugi dzień oczywiście czułem że dzień wcześniej coś się działo ale ogólnie czułem się super.
Po dwóch razach szczerze stwierdzam że jestem wielkim fanem tego odczynnika, i że stosowany z głową jest naprawdę ZAJEBISTY!!! Jakby Makłowicz to jadł to z pewnością by polecił
PS Wymyśliłem nową nazwę tego sortu: "Polskie MDMA". Co o tym myślicie?
Całkiem niedawno przeprowadziłem drugie w życiu badanie tego materiału. Tym razem zorganizowałem 2 szczury doświadczalne. Szczur drugi miał epizody z pigułami ecstasy ale nigdy (przynajmniej świadomie) nie
próbował RC. Postanowiłem zacząć od dawki 125mg (pierwszy raz w życiu od razu 250mg walnąłem) na szczura metodą sniff.
Po wchłonięciu odczynnika szczur-świeżak zaczął narzekać że nos go piecze Powiedziałem żeby się nie martwił bo za 5 min tak przyziemna sprawa nie będzie go interesować. Jako bardziej doświadczony szczur miałem oczywiście rację. 125mg weszło mi bez takiego kopnięcia w łeb jak 250mg, ale wyraźnie poczułem dokładny moment zadziałania. Coś takiego jakbym z tyłu w głowie miał mały balonik i ktoś by zaczął go nadmuchiwać. Całkiem to przyjemne było.
Włączyłem techno i zaczęliśmy ze szczurem rozmawiać. Rozmowa się kleiła. Nie gadaliśmy praktycznie o fazie choć oboje ją dobrze czuliśmy. Specyfik w rozmowie działa trochę jak serum prawdy, bo mimo że szczura znam bardzo dobrze to poruszyliśmy tematy o których nigdy wcześniej nie gadaliśmy. Trzeba z tym uważać jak się nie umie trzymać języka za zębami i bada się z nieodpowiednimi osobami. Gada się zajebiście. Nie jest to takie euforyczne pierdolenie o wszystkim i niczym. Większość z tego pamiętam i miało to wszystko sens.
Plan był taki żeby po 30 min dorzucić 125mg w roztworze, ale tak się wkręciliśmy w gadkę że minęło ponad 45 min zanim przyszło nam do głowy żeby dobić. Chwilkę po wypiciu doprawionego proszkiem soczku szur-świeżak oznajmił że chce więcej Powiedziałem żeby chwilę poczekał bo roztwór wchodzi znacznie wolniej niż sniff, ale po 15 nadal żądał dorzutki hehe. Lubię szczura to mu dałem. Źle mu to nie zrobiło. Ja może jeszcze jakieś resztki 50mg sniffnołęm sobie i więcej już nie dodawaliśmy.
Po badaniu oba szczury były bardzo zadowolone. Ja walnąłem max 300mg razem a drugi szczur może 400mg. Takie dawki po przerwie (u mnie miesiąc) w zupełności wystarczą. Nos nie dostaje tak mocno a i samopoczucie po badaniu nie pogarsza się. Nie czułem tym razem żadnego doła. Wieczorem tylko byłem fajnie rozleniwiony i senny. Na drugi dzień oczywiście czułem że dzień wcześniej coś się działo ale ogólnie czułem się super.
Po dwóch razach szczerze stwierdzam że jestem wielkim fanem tego odczynnika, i że stosowany z głową jest naprawdę ZAJEBISTY!!! Jakby Makłowicz to jadł to z pewnością by polecił
PS Wymyśliłem nową nazwę tego sortu: "Polskie MDMA". Co o tym myślicie?
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Best 4-cmc only in 3mmc4cmc.com. I just tested small amount and euphory is stronger than me. if you are searching for best wholesale shop you cant find better, they have same quality of products from long time.
Greetings from Spain
Greetings from Spain
3-CMC - Metaklefedron, 3-chlorometkatynon
Wybieram dwa kryształki. Średniej wielkości. Już nie potrzebuję wagi. Wiem czego mi trzeba. Kartka papieru. Składam ją na pół, i jeszcze na pół i na pół. Musi być gruba aby kanciaste grudy jej nie przebiły. Moje kryształki lądują w środku. Składam jeszcze kilka razy. Biorę kubek i niczym wałkiem gniotę wszystko bardzo dokładnie. Przez to że kartka ma tyle warstw nie powstaje idealny pył. Dlatego rozwijam ją tak aby miał znalazł się tylko między dwiema kartkami. Dokonuję kubkiem dzieła skruszenia do końca.
Bawię się proszkiem. Dobrze wiem jaką ścieżynkę usypać, zależnie od tego czy chcę żeby wyjebało mnie na orbitę, czy tylko delikatnie poprawiło humor. Biorę jedną trzecią słomki do shake'ów z Burger Kinga. One są najlepsze. Fajne, grube, przezroczyste, idealnie dopasowane do moich nozdrzy. Wciągam....
Boli. W życiu czasami wciągałem nosem koks lub fetkę. Ale nic tak nie daje się we znaki jak klef. Dobrze, że jestem świadomy, że za 5 minut całkowicie o tym zapomnę. Biorę telefon póki mogę go obsłużyć. Za chwilę rozbieganie źrenice nie pozwolą złapać fokusu. Włączam muzykę. Elektroniczną ma się rozumieć. Przypomną mi się stare czasy. Nie wiem czy dobre. Wpierdalanie 4 piguł podczas jednej imprezy, a nad ranem chemiczne pawie. Raczej zdrowe to nie było. Może miało się farta że nie trafiło się na ekstremalnie mocny towar (słynne UFO?), który mógłby raz na zawsze skończyć zabawę. Mimo wszystko tych chwil nigdy nie zapomnę i nie żałuję. Czasów, gdy wieś kojarzyła się z chlaniem na umór, a tak naprawdę jeździła stuningowanymi maluchami na tonach fety i na tonach piguł przybijała żółwiki w białych rękawiczkach na dyskotekach w przerobionych stodołach. W sumie to nie tylko wieś bo miastowi także tłumnie przybywali na takie biesiady. Czas zapierdala. To już prawie 20 lat!
Liczyła się tylko muzyka i taniec. Wypatrywałem wolny podest i z piwkiem lub butelką wody w ręku zajmowałem go na długie godziny. Normalnie nie umiem tańczyć. MDMA nauczyło mnie czuć muzykę. I pod tym względem 4-CMC jest identyczne. Moje pląsy nie wyglądały chyba debilnie. Dropsy nie zmieniały percepcji aż tak, żeby nie widzieć pogardy w oczach innych miłośników chemicznej zabawy. Pogardy zdecydowanie nie było. Były uśmiechy, uniesione w górę kciuki oraz niezliczona ilość przybitych żółwików. Okazjonalnie jakieś całusy od dziewczyn. Podobało mi się. Wspominam to dobrze.
Z tęsknoty za tymi czasami i z chęci udowodnienia sobie i paru ziomkom, że kryptowaluty nie służą tylko do spekulacji postanowiłem kupić za nie coś co będzie mi jak najbardziej przypominało pigularskie przeżycia. Trzeba iść z duchem czasu, Przewertowałem to piękne forum od początku do końca i z lewej do prawej i wiedziałem że jak chcę znów liznąć starych czasów to muszę niuchnąć sobie 4-chlorometkatynon. Zakupiłem od diabełka, zarzuciłem i wywiązała się między nami toksyczna miłość od pierwszej kreski. Nigdy nie zapomnę tego styczniowego dnia gdy bo zajebaniu 250mg sniffem wyszedłem do ogródka i nagle brodząc w śniegu poczułem, że nogi mi się uginają a czerep dostaje siermiężne uderzenie od tyłu. Nie wiedziałem co się dzieje. Bałem się, że padnę i zanim ktoś mi pomoże będę już tylko zamrożoną pozostałością samego siebie. Całe szczęście przetrwałem bez strat falę uderzeniową i poznałem właściwe działanie klefedronu. A jest ono piękne. Nie będę się rozpisywał bo chyba to mój piąty post o tym odczynniku (tu pierwszy). A nie moich też jest masa. Przy kolejnych badaniach poznałem jego zajebisty wpływ na relacje międzyludzkie. Oczywiście o ile druga strona konwersacji, sama jest wystrzelona, albo nie przeszkadza jej że rozmówca wali ściechy, zgrzyta zębami i dziwnie wykrzywia mordę. W innym wypadku - łatka ćpuna i zero traktowania na serio. Na libido w moim przypadku ten specyfik zbytnio nie oddziałuje. Sprzęt nie chce działać jak trzeba a ja mam ogólnie wyjebane. Zamiast ruchać wolę tańczyć albo leżeć na łóżku z muzą na słuchawkach lub po prostu robić coś bardziej użytecznego typu sprzątanie lub pisanie postów na moim ulubionym forum. A jak mam z kim gadać to gadam, gadam, gadam godzinami. Jak to mówił ŚP Cygan z Torunia - wiem co mówię, mówię co wiem, dużo wiem to dużo mówię. Nie wiem czy na każdego ten kryształ działa tak samo (czekam na Wasze komentarze). Uważam się (i to nie tylko moja opinia) za osobę inteligentną i u mnie klef pozwala bardzo analitycznie spojrzeć na praktycznie wszystkie aspekty życia. Przemyślenia te bardzo mi pomagają nawet długo po tym jak ostatnie krwawe babole znikną z nosa. Nieco mgliste plany krystalizują się (idealnie dopasowane słowo w tych okolicznościach) i zaczynam je widzieć bardzo wyraźnie, co zdecydowanie ułatwia dążenie do nich. Jestem w pełni świadomy, że dragi wielu ludziom zniszczyły życie (choć według mnie najwięcej szkód na różnych płaszczyznach czyni to że są nielegalne) ale po 23 latach od pierwszego najebania się alko, 22 latach od pierwszych wciągniętych buchów, 18 latach od pierwszych grzybków, piguł, kresek fety i kwasów, 17 latach od pierwszego koksu mam chyba prawo powiedzieć że w moim przypadku narkotyki nie wyrządziły mi krzywdy. Pomijając parę bad tripów i na kwasie i krzywą jazdę na bieluniu, zawsze zajebiście się bawiłem. Spod kontroli wymknęło mi się na jakiś czas tylko ziółko i oczywiście papierosy (nikotyna to trzecia najbardziej uzależniająca substancja na świecie) ale teraz obie te substancje mam ogarnięte (szlugi rzucone 6 lat temu, a trawka palona bardzo okazyjnie). Nikogo do badania nie namawiam, ale chciałbym żeby ten tekst przeczytali hardline’owi przeciwnicy narkotyków i zrozumieli że można mieć skończone dobre studia, realizować się zawodowo i rodzinnie i raz na jakiś czas (najlepiej nie częściej niż raz na miecha) zarzucać sobie używkę inną niż nikotyna czy alkohol. Jeżeli komuś tym szkodzę to tylko sobie, ale wydaje mi się że minimalnie. Dajcie mi kurwa żyć po swojemu! Badajcie z głową. Z fartem mordeczki. I piosenka z dedykacją ode mnie.
Bawię się proszkiem. Dobrze wiem jaką ścieżynkę usypać, zależnie od tego czy chcę żeby wyjebało mnie na orbitę, czy tylko delikatnie poprawiło humor. Biorę jedną trzecią słomki do shake'ów z Burger Kinga. One są najlepsze. Fajne, grube, przezroczyste, idealnie dopasowane do moich nozdrzy. Wciągam....
Boli. W życiu czasami wciągałem nosem koks lub fetkę. Ale nic tak nie daje się we znaki jak klef. Dobrze, że jestem świadomy, że za 5 minut całkowicie o tym zapomnę. Biorę telefon póki mogę go obsłużyć. Za chwilę rozbieganie źrenice nie pozwolą złapać fokusu. Włączam muzykę. Elektroniczną ma się rozumieć. Przypomną mi się stare czasy. Nie wiem czy dobre. Wpierdalanie 4 piguł podczas jednej imprezy, a nad ranem chemiczne pawie. Raczej zdrowe to nie było. Może miało się farta że nie trafiło się na ekstremalnie mocny towar (słynne UFO?), który mógłby raz na zawsze skończyć zabawę. Mimo wszystko tych chwil nigdy nie zapomnę i nie żałuję. Czasów, gdy wieś kojarzyła się z chlaniem na umór, a tak naprawdę jeździła stuningowanymi maluchami na tonach fety i na tonach piguł przybijała żółwiki w białych rękawiczkach na dyskotekach w przerobionych stodołach. W sumie to nie tylko wieś bo miastowi także tłumnie przybywali na takie biesiady. Czas zapierdala. To już prawie 20 lat!
Liczyła się tylko muzyka i taniec. Wypatrywałem wolny podest i z piwkiem lub butelką wody w ręku zajmowałem go na długie godziny. Normalnie nie umiem tańczyć. MDMA nauczyło mnie czuć muzykę. I pod tym względem 4-CMC jest identyczne. Moje pląsy nie wyglądały chyba debilnie. Dropsy nie zmieniały percepcji aż tak, żeby nie widzieć pogardy w oczach innych miłośników chemicznej zabawy. Pogardy zdecydowanie nie było. Były uśmiechy, uniesione w górę kciuki oraz niezliczona ilość przybitych żółwików. Okazjonalnie jakieś całusy od dziewczyn. Podobało mi się. Wspominam to dobrze.
Z tęsknoty za tymi czasami i z chęci udowodnienia sobie i paru ziomkom, że kryptowaluty nie służą tylko do spekulacji postanowiłem kupić za nie coś co będzie mi jak najbardziej przypominało pigularskie przeżycia. Trzeba iść z duchem czasu, Przewertowałem to piękne forum od początku do końca i z lewej do prawej i wiedziałem że jak chcę znów liznąć starych czasów to muszę niuchnąć sobie 4-chlorometkatynon. Zakupiłem od diabełka, zarzuciłem i wywiązała się między nami toksyczna miłość od pierwszej kreski. Nigdy nie zapomnę tego styczniowego dnia gdy bo zajebaniu 250mg sniffem wyszedłem do ogródka i nagle brodząc w śniegu poczułem, że nogi mi się uginają a czerep dostaje siermiężne uderzenie od tyłu. Nie wiedziałem co się dzieje. Bałem się, że padnę i zanim ktoś mi pomoże będę już tylko zamrożoną pozostałością samego siebie. Całe szczęście przetrwałem bez strat falę uderzeniową i poznałem właściwe działanie klefedronu. A jest ono piękne. Nie będę się rozpisywał bo chyba to mój piąty post o tym odczynniku (tu pierwszy). A nie moich też jest masa. Przy kolejnych badaniach poznałem jego zajebisty wpływ na relacje międzyludzkie. Oczywiście o ile druga strona konwersacji, sama jest wystrzelona, albo nie przeszkadza jej że rozmówca wali ściechy, zgrzyta zębami i dziwnie wykrzywia mordę. W innym wypadku - łatka ćpuna i zero traktowania na serio. Na libido w moim przypadku ten specyfik zbytnio nie oddziałuje. Sprzęt nie chce działać jak trzeba a ja mam ogólnie wyjebane. Zamiast ruchać wolę tańczyć albo leżeć na łóżku z muzą na słuchawkach lub po prostu robić coś bardziej użytecznego typu sprzątanie lub pisanie postów na moim ulubionym forum. A jak mam z kim gadać to gadam, gadam, gadam godzinami. Jak to mówił ŚP Cygan z Torunia - wiem co mówię, mówię co wiem, dużo wiem to dużo mówię. Nie wiem czy na każdego ten kryształ działa tak samo (czekam na Wasze komentarze). Uważam się (i to nie tylko moja opinia) za osobę inteligentną i u mnie klef pozwala bardzo analitycznie spojrzeć na praktycznie wszystkie aspekty życia. Przemyślenia te bardzo mi pomagają nawet długo po tym jak ostatnie krwawe babole znikną z nosa. Nieco mgliste plany krystalizują się (idealnie dopasowane słowo w tych okolicznościach) i zaczynam je widzieć bardzo wyraźnie, co zdecydowanie ułatwia dążenie do nich. Jestem w pełni świadomy, że dragi wielu ludziom zniszczyły życie (choć według mnie najwięcej szkód na różnych płaszczyznach czyni to że są nielegalne) ale po 23 latach od pierwszego najebania się alko, 22 latach od pierwszych wciągniętych buchów, 18 latach od pierwszych grzybków, piguł, kresek fety i kwasów, 17 latach od pierwszego koksu mam chyba prawo powiedzieć że w moim przypadku narkotyki nie wyrządziły mi krzywdy. Pomijając parę bad tripów i na kwasie i krzywą jazdę na bieluniu, zawsze zajebiście się bawiłem. Spod kontroli wymknęło mi się na jakiś czas tylko ziółko i oczywiście papierosy (nikotyna to trzecia najbardziej uzależniająca substancja na świecie) ale teraz obie te substancje mam ogarnięte (szlugi rzucone 6 lat temu, a trawka palona bardzo okazyjnie). Nikogo do badania nie namawiam, ale chciałbym żeby ten tekst przeczytali hardline’owi przeciwnicy narkotyków i zrozumieli że można mieć skończone dobre studia, realizować się zawodowo i rodzinnie i raz na jakiś czas (najlepiej nie częściej niż raz na miecha) zarzucać sobie używkę inną niż nikotyna czy alkohol. Jeżeli komuś tym szkodzę to tylko sobie, ale wydaje mi się że minimalnie. Dajcie mi kurwa żyć po swojemu! Badajcie z głową. Z fartem mordeczki. I piosenka z dedykacją ode mnie.